poniedziałek, 27 lipca 2015

ROZDZIAŁ 8 "PRZYPUSZCZENIA"

Kirra wyszła na ciemny korytarz i zamknęła za sobą drzwi do pokoju Artura. Korytarz był wąski i wysoki. Ściany były pokryte beżową, wyblakłą już farbą, do której przyczepione były lampiony, a w nich paliły się świece. Podłoga była drewniana i stara.
Dziewczyna oparła się o drzwi i osunęła po nich, a miskę położyła obok swoich kolan, w których teraz chowała głowę. Jej umysł przepełniały różne myśli:
- Artur i Ann są w ciężkim stanie, a ludzie z wioski nie spokojni. Dlaczego ktoś atakuje adoptowane przez Babcię dzieci i niszczy kuchnię? To bez sensu - myślała na głos.
- Ale zaraz.. może chodziło o wywołanie zamieszania i odciągnięcie czyjejś uwagi...tylko czyjej i ...po co? ... AAAHH! Tak wiele pytań bez odpowiedzi. - dziewczyna położyła ręce na głowie i poczochrała swoje długie, brązowe włosy, które w niektórych miejscach miały jasne pasemka.
Kirra wstała z podłogi, wzięła miske i ruszyła korytarzem. W końcu wyszła, aby zmienić wode. Idąc minęła swój pokój.
  Pokój Artura znajdował się na samym końcu długiego korytarza, który ciągnął się przez cały parter świątyni.Obok pokoju Artura był pokój Ann, gdzie dziewczyna trzymała różne nasiona i kwiaty. Pokój Kirry był naprzeciwko Annabeth. Oprócz pokojów nastolatków na parterze znajdowało się jeszcze jedno pomieszcenie w kształcie trójkąta. W nim znajdowały się schody na piętro, na którym ludzie się modlą, składają ofiary czy też oddają cześć bogom. W pokoju znajdowały się też drzwi wejściowe do świątyni. Całą świątynie otaczały sady i ogrody różane, które łączyły się z lasem za świątynią. Rzadko co ludzie z wioski wchodzili do lasu, ponieważ był on rozległy i sięgał aż do końca ochronnej bariery, którą utrzymywała przywódczyni wioski, czyli kapłanka aby demony nie wtargnęły na tereny świątyni i klejnotu. Osadnicy bali się, że mogą się tam natknąć na jakiegoś demona, bądź się zgubią w labiryncie z drzew. Kirra, Artur i Ann nie obawiali się zapuszczać w głąb puszczy, bo już od małego chodzili się tam bawić. Teraz zresztą też ale tylko po to, aby odpocząć. Mimo tego, że wieśniacy postrzegają ten las jako niebezpieczny  i groźny, tak naprawdę według nastolatków był on piękny. Pośrodku lasu była polana, przez którą przepływał strumień. Idąc wzdłuż niego można było dotrzec do drobnego wodospadu otoczonego przez głazy i kamienie.
Kirra wyszła przez drzwi na zewnątrz i skierowała się w stronę lasu, a dokładniej w stronę wodospadu, który uważała za swoją oaze spokoju. Po drodze drogę zagrodziła jej Klare- jedna ze sprzątaczek w świątyni. Była bardzo miła, wesoła i pomocna. Nie brakowało jej energi. Kiedy tylko potrzebna była pomoc, Klare pchała się pierwsza z uśmiechem na twarzy. Jej dom był najbliżej świątyni, więc często przychodziła posprzatać w niej czy też pomóc w kuchni. Miała na sobie starą bluzę, spudnicę i biały fartuszek zawiązany w tali. Brązowe włosy związane w kucyk czerwoną wstążką. Na twarzy miała ślady kurzu, a w ręce trzymała miotłe. Mimo tego, że nieraz mylono ją z dwunastolatką, Klare miała już dwadzieścia lat. Kirra i Klare były przyjaciółkami. Kobieta często uczyła ją gotować. Z uśmiechem na ustach powiedziała:
- Cześć, Kirra! Gdzie idziesz? I po co ci ta miska? - wskazała ręką naczynie.
- Cześć, Klare. Idę do lasu się przejść. A to na wodę ze strumyka.
- Strumyka? - zdziwiłą się. - AHA! Chodzi ci o ten co opowiadałaś, ten w środku lasu?
Kirra skinęła głową, a kobieta skrzywiłą się.
- Łał. Że też ty się nie boisz tak sama do tego ciemnego, mrocznego lasu - na jej ustach znów pojawił się uśmiech. - Ja i paru chłopów właśnie kończymy budowe kuchni. Teraz jest większa i duuużo ładniejsza. - zaczęła obracać miotłą w rękach.-Jak wrócisz to Ci ją pokażę.
- Dobrze. Byłoby świetnie. Dziękuje, że tyle dla nas robicie.
- Nie ma sprawy! Na nas możecie liczyć. W końcu wszyscy jesteście dla mnie jak rodzina - skierowała wzrok na kuchnie i siedzących pod drzwiami mężczyzn i krzyknęła: Hejta! Do roboty obiboki! Bez pracy nie ma kołaczy! No już nie marudzić mi tam!-paru mężczyzn pomrukiwali coś pod nosem.
- Ja ci dam, Jolt starą jędze! - mówiąc to zaczęła wymachiwać miotłą w powietrzu i tupać nogą.
- Dziękuje, Klare. To ja idę - pomachła ręką na pożegnanie i ruszyła do sadu, przez który zamierzała się dostać się do wodospadu. Za sobą usłyszała krzyk kobiety:
- Wracaj szybko! I nie rozmawiaj z nieznajomymi! I uważaj na trole!! Robi sie ciemno!
- Okej! - odkrzyknęła szybko. Trole? W naszym lesie?  Klare nigdy się nie zmieni, pomyślała. Zawsze będzie miała charakter rozmarzonej dwunastolatki. Uśmiechnęłą sie do siebie.
Kirra szła w ciszy przez sad oglądając zakwitłe drzewa brzoskwini i wiśni. Na niektórych dostrzegła gniazda ptaków. Po chwili dostrzegła, że krajobraz się zmienił. Kolorowe od owoców korony drzew teraz były tylko liściastym bukietem, powiewającym na wietrze. Była już w puszczy. Przyjemny, zimny wiatr porywał jej włosy to w lewo, to w prawo. Kirra zamknęła oczy i wsłuchała się w dzwięk szumiących liści drzew oraz poczuła wiatr na skórze.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jest obserowana przez parę czarnych, lisich oczu.
--------------------------------------------------------------------
Koniec rozdziału 8. Mam nadzieje, że rozdział się wam spodobał i zajrzyjcie jeszcze tu, do mojej krainy. Zapraszam do komentowania i na mojego facebooka. 
Pozdrawiam BoiledSweet ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz