poniedziałek, 28 grudnia 2015

"Mafia" Rozdział 4

Nie, nie ma na to czasu. Wzięłam się w garść i zacisnęłam spowrotem pasy.
Nagle odezwał sie ten sam uprzejmy i dziwnie spokojny głos:
- Drodzy pasażerowie. Mówi Wasz pilot. Proszę o zachowanie spokoju i zajęcie miejsc. Niestety wystapiły drobne komplikacje, - nagle drzwi z tyłu samolotu i te do kabiny pilota otworzyły się i do środka weszło siedmiu męźczyzn ubranych w czarne garnitury i okulary przeciwsłoneczne. Zauważyłam pod ich marynarkami, na wysokości klatki piersiowej, zarys broni. W tym czasie chory pilot, spokojny jak na herbatce u babci, mówił dalej. - ale proszę się nie martwic. Zajmiemy się tym. - Niemal widziałam jego uśmiech. Pod moimi nogami nadal leżały noże i widelce. Zgarnęłam najbliższy nóż nogą i schyliłam się możliwie niezauważalnie. Podniosłam go szybko i wsunęłam za gumkę spodni. Zostawiłam jego końcówkę nad gumką i zakryłam ją bluzką. Upewniłam się, że nie widać noża i spojrzłam na Miki, która już w pełni przytomna wpatrywała się w głośnik, który przekazał słowa pilota, z wielkimi oczami. Chyciłam ją za ręke. Spojrzała na mnie. Była przerażona. Miki, moja starsza, uparta i wesoła siostra, była przerażona. Uśmiechnęłam się do niej lekko dodając jej otuchy.
Koło nas przeszli mężczyżni i stanęłi koło każdego rzędu w odległości trzech metrów od siebie.
Jeden z nich się wyróżniał. NIe miał okulaów, więc było widac jego wytartą z emocji twarz. Podchodził do niektórych pasażerów i podawał im ręce w białej rękawiczce. Jakby prosił ich do tańca. Jednak kiedy Ci podawali mu ręce z zaskoczeniem i strachem w oczach prowadził ich do kabiny pilota.
Co oni z Nimi robią? Kiedy zaprowadził za ręke kobiete, której dziecko płakało za nią wtulone w ojca, skierował się na tyły, czyli tam gdzie siedziałyśmy.
Kiedy męźczyzna przechodził między rzędami, wstrzymałam oddech. Miki złapała mnie za ręke i uścisnęła ją aby dodać mi otuchy. Obie modliłyśmy się abyśmy to nie były my. Ale to na nic.
Kiedy zatrzymał się przed nami i wyciągnął do mnie dłoń w białej rękawiczce, wiedziałam, że to koniec.
- Czego chcecie? - zapytała Miki starając się żeby jej głos nie drżał. Nie wyszło jej. Męźczyzna nawet na nią nie spojrzał. Wpatrywał się we mnie czekając na reakcje. Nie mamy wyboru. Nie sądze, że dam rade temu facetowi. Fakt, może i faktycznie dawałam rade dwa razy cieższemu przeciwnikowi ale tym razem to inna sytuacja. O ile dobrze zliczyłam jest ich siedmiu. Jeżeli mi się nie uda mogą skrzywdzić Miki. Musimy robić co każą. Przynajmniej teraz. Zyskam trochę czasu i wymyśle jak nas z tego wyciągnąć.
Podałam mu dłoń. Nawet przez rękawiczkę czułam Jego zimną dłoń, która zacisnęła sie na mojej jak kajdan.
Wstałam powoli, nadal trzymając jego ręke. Wypuściłam Miki.
- Eva? - wyszeptała cicho. Spojrzałam na Miki pewnym wzrokiem. "Nie bój się". Zrozumiała i odpowiedziała tym samym. Wstała z siedzenia i stanęła koło mnie. Popatrzyłyśmy na mężczyznę przed nami, któremu Miki dorównywała wzrostem dzięki szpilkom. Jego twarz była kamienna. Nie wyrażała nic. Jakby był tylko skorupą bez serca.
- Zapraszam panie za mną - odezwał się w końcu mężczyzna. Puścił moją ręke i ruszył w kierunku dzioba samololotu gdzie znajduje się kabina pilota. Ruszyłyśmy za nim. Obserwowałam ukradkiem pozostałych mężczyzn, którzy stali co trzy rzędy, aby pilnować pasażerów. Kurcze, przeklinałam w głowie. Nieźle nas pilnują. Kim są ci goście? Teraz kiedy ich mijałyśmy i byłam bliżej zobaczyłam, że mają po dwa pistolety na wysokości klatki piersiowej. Przyjżałam się każdemu z nich od góry do dołu ale nie zauważyłam nic szczególnego. Gdyby byli z jakiejś organizacji mieliby wyszyte loga bądź odznaki. A tu nic.
Drzwi do kabiny pilota otwarły się.

---------------------------------------------------------------------
Napisałam już czwarty rozdział! A na myśl tego co się będzie jeszcze działo boli mnie głowa. Jeszcze tyle do napisania! Ja lece pisać rozdział piąty i muszę jeszcze skończyć Zaćmienie. Utknęłam i nie moge sie wgrzebać! Ale dam rade!

Pozdrawiam BoiledSweet :)

niedziela, 27 grudnia 2015

"Mafia" Rozdział 3

Kiedy się obudziłam taksówka skręcała na parking na lotnisku. Przeciągnęłam się na fotelu i wysiadłam kiedy kierowca sie zatrzymał. Oddał nam walizki i weszłyśmy do środka.

***

- Zapraszam panie za mną - odezwał się w końcu mężczyzna. Puścił moją ręke i ruszył w kierunku dzioba samololotu gdzie znajduje się kabina pilota. Ruszyłyśmy za nim. Obserwowałam ukradkiem pozostałych mężczyzn, którzy stali co trzy rzędy, aby pilnować pasażerów. Każdy z nich miał po dwa pistolety pod czrnymi marynarkami i 2 metry wysokości. Kurcze, przeklinałam w głowie. Nieźle nas pilnują. Kim są ci goście? Przyjżałam się każdemu z nich od góry do dołu ale nie zauważyłam nic szczególnego.

***

- Witam wszystkich pasażerów na pokładzie samolotu relacje Londyn - Berlin. Prosimy o zajęcie miejsc i zapięcie pasów - odezwał się głos stewardesy kiedy z Miki usiadłyśmy na swoich miejscach. Ona przy oknie, ja koło przejścia. Fotele były szerokie i wygodne. Samolot był cały biały i nowy. Podeszła do nas jeszcze jedna stewardesa i zapytała czy wszystko w porządku. Wiecie, normalny start i normalny zwykły lot do Berlina. A przynajmniej tak myślałam.

***

Drzwi do kabiny pilota otwarły się.

***

Gdzieś tak w połowie drogi zabrzmiał niski, uprzejmy głos:
- Proszę zapiąć pasy. Wystąpią drobne turbulencje.
Spojrzałyśmy z Miki po sobie. Nagle cały samolot zatrząsł się. Szybko zapięłam pasy Miki. Przez chwilę siłowałam się ze swoimi ale w końcu je zapięłam i spojrzałam przez okno. Tak jak myślałam. Lecimy coraz niżej. Już nie jesteśmy nad chmurami. Pod samlotem rozciągało się błękitne morze. Fale odbijały światło słońca. 
Pasażerowie krzyczeli, niektórzy próbowali wstać. Stewardesy chodziły po całym samolocie z zaniepokojonymi minami i próbowały uspokoić pasażerów. Same wyglądały na przerażone i zaskoczone. Nie podoba mi się to. 
Poczułam jak samolot gwałtownie skręca w prawo. Chwyciłam Miki aby nie uderzyła głową w okno, jak kobieta siedząca przed nią, a druga ręką chwyciłam z całej siły swój fotel i przechyliłam się w stronę przejścia, ciągnac Miki ze sobą. Zacisnęła usta i chwyciła się mnie drugą ręką. Pare osób upadło na podłogę i sturlało sie po samolocie, a Ci, którzy się zapięli uderzyli głowami w ściany samolotu.
O, cholera.
Niemal rzuciłam się na pasy Miki i zacisnęłam je tak mocno, że usłyszałam jak jęknęła. Zacisnełam następnie swoje i rozejrzłam się szybko czy wokół nas jest coś ostrego bądź ciężkiego. W przejściu za mną stał metalowy wózek na kółka z ciastkami i napojami. Na szczęście miał zaciśniete hamulce.
Zaczyna się.
Samolot przechylał się coraz bardziej na prawo i nagle lecieliśmy do góry nogami. Stewardesy spadły na sufit samolotu, podobnie jak bagaże podręczne czy tez papierki i śmieci. Moje włosy zwisały swobodnie, a ja czułam jak krew napływa mi do mózgu.
Znowu się obracamy. W lewo. Kobiety opadły bezwładnie na podłoge. Tym razem to ja poleciałam na przejście. Złapałam się fotela w ostatniej chwili, aby uniknąć uderzenia w fotel obok. Wbiłam paznokcie tak mocno, że na pewno rozpruję materiał. 
Spojrzałam na Miki. Zemdlała.
Samolot znowu się obrócił. Nosz kurde! Co tu się odwala?!
Usłyszałam zgrzyt. Wózek. Hamulce na kołach musiały się zerwać kiedy wózek obijał się o ściany samolotu, a teraz jechał wprost na mnie. Podniosłam szybko głowe i poluzowałam pasy na tyle ile mogłam. Obróciłam się w miejscu i uderzyłam w wózek nogami. Okazał się cięższy niż myślałam. Siłowałam sie z nim. Nogi w kolanach mnie bolały ale znosiłąm gorsze rzeczy. Zdarzało się, że moi partnerzy do ćwiczeń skakali po mnie. Nie raz ważyli z 90 kilo. 
Jedna z szuflad wózka otwarła się i zobaczyłam jak sztućce lecą wprost na mnie. Szybko złączyłam nogi razem i z całej siły kopnęłam w bok wózka, który pojechał dalej rozsypując noże i widelce pod moimi nogami.
Wszystko działo się tak szybko, że poczułam jak świat wiruje.
Nie, nie ma na to czasu. Wzięłam się w garść i zacisnęłam spowrotem pasy.

---------------------------------------------------------------------
Nowy rozdział! Ten mi sie podoba :) 
Ciężko było opisac to co się dzieje na pokładzie ale jakoś dałam radę.
Jak spędziliście święta? Macie jakieś plany na sylwestra?
Ja już tak :) Ale jak się o nich dowiecie uznacie mnie za wariatke. Więc... przestane już paplać.
Pozdro BoiledSweet




sobota, 19 grudnia 2015

"Mafia" Rozdział 2

- Eva? - wyszeptała cicho Miki. 

***

- O której macie wyjazd? - zapytała mama. Odezwała się do mnie pierwszy raz. 
- Za 10 min - odpowiedziała Miki. No tak. To pytanie było do niej. 
- W takim razie pośpieszcie się. Ja przygotuje Wam kanapki.
- OK! - Miki pobiegła na górę. Spojrzałam na mame. Stała teraz tyłem do mnie i wyciągała chleb z chlebaka. Westchnęłam po czym wstałam i poszłam do swojego pokoju. Minęłam po drodze pokój Miki. Nuciła sobie jakąś piosenke. Pewnie tą, którą ostatnio śpiewała na balu absolwentów w swojej szkole muzycznej. Wszyscy, nawet nauczyciele, bili jej brawo. Mama i tata dostali wtedy list gratulacyjny dobrego wychowania córki.
Weszłąm do swojego pokoju i wzięłam walizke, która stała na środku pokoju, wyjęłam rączkę i wyszłam oglądając się na swój pokój.

***

Spojrzałam na Miki pewnym wzrokiem. "Nie bój się". Zrozumiała i odpowiedziała tym samym. Wstała z siedzenia i stanęła koło mnie. Popatrzyłyśmy na mężczyznę przed nami, któremu Miki dorównywała wzrostem dzięki szpilkom. Jego twarz była kamienna. Nie wyrażała nic. Jakby był tylko skorupą bez serca.

***

Mama dała Nam kanapki, które ja spakowałam do mojego plecaka w kwiaty. Miki wzięła torebke do ręki i wyszła całując mame w policzek. Przeszłam szybko koło niej i wyszeptałam ciche: "Do zobaczenia" na co ona skinęła głową. Pierwsza rozmowa od miesięcy składała się z 12 liter wypowiedzianych przeze mnie ale zawsze.
Podałam walizke niskiemu kierowcy taksówki, który wpakował już walizke Miki do bagażnika. Moja siostra mrugnęła do niego na co on się zaczerwienił. Usiadła z nim z przodu i rozmawiali o czymś, co było dla mnie nudne, więc się zdrzemnęłam. W końcu do lotniska mamy pół godziny drogi.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć/dzień dobry/witam/dobry wieczór. Nowy rozdział już jest i.... Za bardzo!! Za bardzo się rozpisuje! Musiałam podzielić ten rozdział na dwa, bo był za długi! Czemu?! Czemu?! AAAA! Nie zaznam spokoju!
Ekhm *poprawia włosy i wygładza spódnice* dobra. Nie ważne. 
Ważne jest to, ze niedługo zabieram sie za następny rozdział! Prosze o pisanie w komentarzach o Waszych wrażeniach z tej oto opowieści. Ciekawostka: postać Evy jest wzorowana (pod kwestią charakteru) na mojej przyjaciółce :)
Pozdrawiam BoiledSweet :*

niedziela, 13 grudnia 2015

"Mafia" Rozdział 1

- Eva! - zawołał mnie głos. - Eva!
- Mmm - zamruczałam przez sen. - Jeszcze chwilke.
Nagle poczułam jak ktoś łaskocze mnie po brzuchu. Zerwałam się do pozycji siedzącej i zwinęłam jak najbardziej mogłam.
- Przestań! - zawołałam, skręcając się ze śmiechu. Zaczęłam machać rękami na około.
- Słucham? - rozpoznałam głos Miki. - Co mówiłaś? Coś w stylu: "Przepraszam, siostrzyczko kochana"?
Zaczęła mnie łąskotać jeszcze bardziej. Czułam jak łzy mi się zbierają w kącikach oczu. Śmiałam się tak głośno, że zrobiło mi się sucho w gardle.
- Prze - przepraszam, siostrzyczko kochana! - ledwo to wykrzyczałam przez łzy i śmiech.
- No, i to ja rozumiem - kiedy przestała, otwarłam oczy i ujrzałam Miki, moją starszą siostrę.
Szczupłą sylwetke odziedziczyła po mamie, tak jak długie nogi modelki. Miała długie, blond włosy do pasa i błękitne oczy, które podkreślał mocny, ale ładny make-up. Uśmiechała się do mnie zwycięzko.
- Zbieraj się. Mama nas woła na dół. Mam nadzieje, że wczoraj się spakowałaś.
Przetarłam oczy ręką i zadrżałam kiedy stopami dotknęłam zimnej, drewnianej podłogi. Miki wyszła z mojego pokoju stukając obcasami o drewno. Leniwie podeszłam do lustra, które stało pod ścianą naprzeciw łóżka.
Często mi mówią, że chyba jestem adoptowana ponieważ jestem kompletnym przeciwieństwem wyglądu mojej mamy i Miki. Czarne niczym heban włosy i koścista sylwetka. Szare oczy i małe usta.
Przy wzroście 1,54 to nieźle. Lepiej być nie może. Szczególnie, że mam piętnaście lat.

***


- Czego chcecie? - zapytała Miki starając się żeby jej głos nie drżał. Nie wyszło jej. Mężczyzna nawet na nią nie spojrzał. Wpatrywał się we mnie czekając na reakcje. Nie mamy wyboru. Nie sądze, ze dam rade temu facetowi. Fakt, może i faktycznie dawałam rade dwa razy cieższemu przeciwnikowi ale tym razem to inna sytuacja. O ile dobrze zliczyłam jest ich siedmiu. Jeżeli mi się nie uda moga skrzywdzić Miki. Musimy robić co każą. Przynajmniej teraz. Zyskam trochę czasu i wymyśle jak nas z tego wyciągnąć.

Podałam mu dłoń.

***


- No nareszcie! - zawołała Miki, przeżuwając tosta z dżemem. Siedziała przy stole dla czterech osób i zaczęła smarować dla mnie kanapke. Mama stała za nią opierając się o blat kuchni, i jadła kanapke z serem. Mama miała ścięte powyżej ramion blond włosy i niebieskie, duże oczy, które otaczały deliktane zmarszczki. Mimo to nie wyglądała staro. Jednym uchem słuchała radia, które stało na drugim blacie.

Usiadłam na swoim miejscu mamrocząc ciche "Dzień dobry". Nie dostałam odpowiedzi. W sumie jak zwykle. Miki coś do mnie mówiła o tym, że nie umiem się ubierać i że powinnam ubierać się bardziej kolorowo. Co poradze, że lubię wygode i ciemne ubrania? Dzisiaj ubrałam czarny T-shirt i szare rurki, a do tego troche zniszczone, czarne trampki. Miki miała na sobie różową sukienke do kolan i bolerko. Mama natomiast ubrała bordową koszulke z długimi rękawami i dżinsy.

***


Wstałam powoli nadal trzymając jego ręke. Wypuściłam Miki.

- Eva? - wyszeptała cicho.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak? Może być? Szczerze powiedziawszy nie wiem skąd ten pomysł się wziął (?). Proszę o komentarze, abym wiedziała, że dla kogoś piszę i proszę o waszą opinię. I zapraszam do obejrzenia zwiastunu.
Pozdro BoiledSweet :**

"Mafia" Prolog

Nowa historia poboczna! Tak, wiem, że nie skończyłam jeszcze "Zaćmienia" ale bałam się, że ucieknie mi wątek, więc... jestem!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PROLOG

Przygotowanie gry

Gracze zajmują miejsca w pomieszczeniu w taki sposób, aby wszyscy się widzieli i słyszeli. Warto wybrać mistrza gry, który nie będzie brał udziału w grze (w przypadku braku chętnego rolę tę początkowo spełniać może dowolny gracz, a następnie jeden z wyeliminowanych). Rekwizytem niezbędnym do gry w mafię są przedmioty do losowania (oryginalnie dwukolorowe karty). Ze względu na ogromną elastyczność reguł dla uniknięcia nieporozumień należy szczegółowo ustalić je przed grą zwracając uwagę na wyważenie gry oraz sensowność, niesprzeczność i jednoznaczność zasad.
Rozgrywka

Gra składa się z rund podzielonych na następujące po sobie w ustalonej kolejności etapy – podział na frakcje i naprzemienne fazy nocy i dnia.
Podział na frakcje

Na początku każdej rundy gracze przeprowadzają losowanie dzieląc się na dwie grupy – uczciwi (miasto) oraz mafia. Liczebność frakcji jest sprawą umowną, jednak w oryginalnej wersji gry jest ona z góry określona następującym schematem:
6-7 graczy – 2 mafiosów
8-10 graczy – 3 mafiosów
11-13 graczy – 4 mafiosów
14-16 graczy – 5 mafiosów

Po przeprowadzeniu losowania każdy gracz powinien znać tylko własną przynależność frakcyjną. Publiczne ujawnienie tej przynależności poprzez pokazanie losu przed zakończeniem rundy eliminuje z niej gracza. Przynależność frakcyjna graczy wyeliminowanych z gry w inny sposób powinna pozostać tajemnicą, jednak często ujawnia się ją od razu.
Noc

W nocy wszyscy gracze „zasypiają” (zamykają lub zasłaniają oczy), można też zasłonić kotary w pomieszczeniu, zgasić światło itp. Na polecenie mistrza gry jednocześnie „budzi się” (w oryginalnej grze tylko pierwszej nocy w celu zapoznania się) mafia. Każdej nocy (najczęściej poza pierwszą) mafiosi wyznaczają gracza, którego chcą wyeliminować z rundy. Może się to odbywać poprzez bezgłośne wskazanie gracza mistrzowi gry, lub jak w oryginalnych zasadach napisanie imienia na kartce (w takim przypadku w ogóle nie trzeba „usypiać” graczy, a uczciwi piszą dowolnie ustalone słowo, np. „miasto”). W przypadku braku zgodności wśród mafii nie eliminuje się nikogo, jednak często decyduje większość mafiosów, lub mafioso o najwyższej randze (jeżeli wprowadzono hierarchię). Wyeliminowany gracz do końca rundy przygląda się jedynie rozgrywce (także w nocy), nie może jednak w żaden sposób komunikować z pozostałymi. Tacy gracze mogą zajmować specjalne miejsce w pomieszczeniu, aby na pierwszy rzut oka było widać kto pozostał w grze. Po zakończeniu fazy nocnej wszyscy gracze „budzą się”, aby rozpocząć kolejną fazę dnia.
Dzień

Na początku tej fazy gracze dowiadują się kto został wyeliminowany, oraz ilu członków mafii pozostało w grze. Odbywa się to poprzez odczytanie zapisanych i wymieszanych „w nocy” kartek, lub w przypadku braku kartek stosownych informacji udziela mistrz gry. Następnie rozpoczyna się dyskusja pełna przypuszczeń i podejrzeń. Uczciwi gracze starają się wykryć mafiosów, a mafiosi blefują rzucając podejrzenie na pozostałych (mogą także dla zmyłki wskazywać siebie nawzajem). Każdy może oskarżyć innego gracza o przynależność do mafii. Po uzasadnieniu oskarżenia gracz ma prawo do obrony, po czym następuje głosowanie. Oskarżony może zostać wykluczony z rundy większością głosów. W przeciwnym wypadku gracze kontynuują dyskusję.

Faza dnia kończy się na życzenie większości, najczęściej natychmiast po wyeliminowaniu gracza. Po zakończeniu fazy dnia rozpoczyna się kolejna faza nocy.
Zakończenie rundy

Każda runda kończy się w momencie, gdy jedna z frakcji zostanie wyeliminowana. Warto jednak zwrócić uwagę, że gdy mafia osiągnie przewagę liczebną wyeliminowanie miasta jest nieuniknione. Wygrywają osoby pozostałe w grze, lub wszyscy członkowie zwycięskiej frakcji. Zwycięzcy mafiosi otrzymują liczbę punktów równą początkowej liczbie uczciwych graczy. Uczciwi zwycięzcy otrzymują tyle punktów, ilu pozostało ich w grze. Można także całkowicie zrezygnować z punktacji.
Zakończenie gry

Gra najczęściej kończy się po osiągnięciu przez dowolnego gracza określonej liczby punktów, lub gdy po zakończeniu rundy gracze nie wyrażają chęci dalszej gry.


Każdy z nas kiedyś grał w gre, która nazywa się "Mafia". Możliwe, że grając w nią, nawet nie wiedział jak się nazywa. Ale każdy z nas zna tą gre.

Kiedy mężczyzna przechodził między rzędami, wstrzymałam oddech. Miki złapała mnie za ręke i uścisnęła ją, aby dodać mi otuchy. Obie modliłyśmy się, abyśmy to nie były my. Ale to na nic.

Kiedy zatrzymał się przed nami i wyciągnął do mnie dłoń w białej rękawiczce, wiedziałam, że to koniec.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

źródło tekstu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gra_w_mafi%C4%99


Ok, prolog, a raczej wprowadzenie gotowe. Zapraszam do następnego rozdziału.

Pozdro BoiledSweet

piątek, 11 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 13 "DECYZJA"

- Upiekłam trochę chleba i kupiłam u Mare pare jajek. Ty zrób jajecznice, a ja pokroję chleb.
- Okej - podwinęła rękawy i wzięła się do roboty.
Annabeth skończyła wcześniej, więc wyszła zostawiając Kirre samą. Kiedy Kirra skończyła smażenie jajecznicy i przełożyła ją do metalowego garnka, wzięła go i wyszła z kuchni, kierując się do rezydencji Babci. Po drodze spotkała Klare i Jolta oraz Mare - siostrę Jolta.
Przed rezydencją przełożyła garnek do jednej ręki i zapukała wolną w duże, drewniane drzwi. Ani myślała żeby użyć kołatki.
- Proszę - odpowiedziała Babci.
Kirra otwarła drzwi i weszła do środka. Jak zwykle okna były pozasłaniane przez kotary, więc jedynym źródłem światła były duże świece, poustawiane pod pomalaowanymi na granatowo ścianami. Ogromne sklepienie w suficie sprawiało, że rezydencja wyglądała jakby pięła się do nieba. Podłoga składała się z desek i grubych, ozdobnych dywanów, które były ręcznie robione przez kilka kobiet w wiosce. W różnych miejscach, tak jakby z nikąd i nie wiadomo po co, stały okrągłe, marmurowe kolumny o złotych wieńcach. Im głębiej sie wchodziło w rezydencje, tym było ciemniej i bardziej tajemniczo. Kolumny sprawiały wrażenie jakby próbowały coś ukryć.
Kirra przeszła przez labirynt kolumn i trafiła do bardziej oświetlonej częsci rezydencji, gdzie na długim, drewnianym i nakrytym już stole stały trzy świece. Przy nim stały cztery krzesła pokryte materiałem, na których siedzieli teraz Artur, Annabeth, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali, i Babcia. Przy jej boku stała Larja.
- Witaj, Kirro - przywitała się z nią Babcia i uwaga wszystkich skupiła sie na niej.
- Dzień dobry - Kirra chciała się ukłonić ale nie miała zbytnio jak, więc szybko podeszła do stołu i położyła garnek na stole. Zaśmiała się kiedy usłyszała głośne burczenie w brzuchy Annabeth i usiadła pomiędzy nią, a Babcią. Ann zakryła brzuch rękami i zrobiła się czerowna na całej twarzy.
- Ktoś tu był głodny - powiedział Artur dźgając Ann palcem w bok.
- Hmph.
Babcia patrzyła na nich uśmiechając się ciepło. Wyglądała jakby zatopiła się we wspomnieniach, które były Kirze nie znane. Często się zastanawiała czy Babcia kiedyś miała kogoś z kim mogła porozmawiać, powygłupiać się. W końcu każdy był kiedyś młody.
Kirra spojrzała na Larje. Miała nie więcej jak 25 lat. Kirra nie mogła zaprzeczyć, że była bardzo ładną kobietą. Szczupła sylwetka ale nie koścista (w przeciwnieństwie do niej), na której świtnie leżał jednoczęściowy, czarny kombinezon. Kontrast między ubraniem i jej czarnymi niczym heban włosami, a blądą jak śnieg skórą dodawała jej uroku.
Turkusowe oczy potrafiące tnąć powietrze były łagodniejsze dzięki delikatnym, różowym ustom.
Spojrzenia Larji i Kirry skrzyżoway się. Dziewczyna spuściła szybko wzrok i zaczęła nakładać jedznie na talerz.

***

Po śniadaniu Kirra ruszyła w stronę kuchni, aby umyć blaty i ogarnąć syf jaki tam zostawiła zanim Annabeth się dowie.
Kiedy weszła do środka stanęła w progu jak wryta. Mały nożyk kuchenny wbił się we framugę drzwi na wysokości jej oczu. Wpatrywała się błękitnymi oczami w Mistrza Fergnana, który obracał drugim nożykiem o drewnianej rączce w palcach, obserwując ruchy swoich palców.
Siedział na blacie przy ścianie. Mimo swojego wieku, miał muskularną posturę. Siwe włosy jak zwykle związywał w kucyk, tak jak brodę. Ostre rysy twarzy i szare oczy sprawiały wrażenie groźnych. Na sobie miał trzy warstwową, niebieską tunike do kostek, która wygladała na za ciepłą jak na lato.
- Teraz byś już zapewne nie żyła - popatrzył na nią surowo. Jego donośny i niski głos nadal dzownił jej w uszach. Zazwyczaj rzadko rozmawiała z Mistrzem Fergnanem (jeżeli "nigdy" można zaliczyć do tej kategorii), więc nie wiedziała jak się zachować. - Jesteś spostrzegawcza i szybko dostrzegasz zagrożenie, ale strach paraliżuje Twoje ciało. Co niestety jest ogromnym minusem. Jak tak dalej pójdzie z tymi atakami to nawet nie zauważysz, kiedy strzała przebije Ci serce - dziewczyna zadrżała na wspomnienie czerwonej strzały, która leciała w jej kierunku.
Zszedł z blatu i stanął przed nią. Był wyższy o głowę, więc Kirra musiała się wygiąć do tyłu aby spojrzeć mu w oczy. Z tego co słyszała od Artura to Mistrz Fergnan jest osobą, która od razu przechodzi do sedna.
- Ale o to nie musisz sie martwić. Pomogę Ci. Sprawię, ze będziesz najsilniejszą kapłanka w historii tej wioski. Jednak do tego potrzebuję Twojej zgody i przede wszystkim Ciebie - podał jej ręke. Wiedziała, że jak ją weźmie nie będzie odwrotu. Kiedy weźmie tą rękę weźmie także broń. Pogodzi się z losem kapłanki i zacznie swój trening. Ochroni tych, których kocha. Chwyciła Jego dłoń. Była szorstka i twarda. Uścisnął ją.
- Witam w mojej szkółce, panienko Kirro - uśmiechnął sie do niej. Odwzajemniła nieśmiało uśmiech.
--------------------------------------------------------------------

środa, 9 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 12 "CODZIENNOŚĆ"

- C-co tu robisz o tak wczesnej porze, Babciu? - zapytała Kirra z wymuszonym uśmiechem..
Kobieta uśmiechnęła się.
- Jest taka piękna pogoda, że postanowiłam udać się na spacer. Czy zechcielibyście dołączyć? Oczywiście zaraz po tym jak Kirra się przebierze.
Kirra spuściła głowę. Że też skurat dzisiaj musiałam zrobić z siebie idiotke, pomyślała.
- T-to ja pójdę się przebrać - odparła i pośpiesznym krokiem ruszyła do świątyni.
- Pani - odezwała się towarzysząca Babci kobieta. Jej głos niemal przecinał powietrze. -  Jako Pani strażnik odradzam zabrania dzieci ze sobą.
- Dzieci? - pomyślał urażony Artur.
- Proszę to przemyśleć.
- Larjo, nie ma powodu do obaw - powiedziała Babcia.
- Larjo?!! - krzyczał w myślach Artur. - Tak ta królowa śniegu ma na imię?! Larja?!
- Poza tym, spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził. Przejdziemy się tylko po wiosce i zajdziemy do ogrodu. Chciałabym zobaczyć róże.
Larja najwyraźniej się poddała. Babcia promieniała radością, że zobaczy kwiaty. Chociaż widuje je prawie codziennie.
- Arturze - zwróciła się do chłopaka. - idziemy?
Artur podszedł do Babci, a ona wzięła go pod ramię. Staruszka szła z Arturem powoli przez wioskę, a za nimi bezszelestnie kroczyła Larja. Chłopak niemal czuł, jak wierci mu dziure w plecach swoimi turkusowymi oczami.
Mieszkańcy wioski wychodzili ze swoich chatek i witali oraz kłaniali się Pani. Artur zastanawiał się przez chwilę czy przed Kirrą też będą się kłaniać. I czy Larja będzie jej służyć. Nikt w sumie nie wiedział skąd się tu wzięła. Tak jakby z nikąd pojawiła się w domu Babci dwadzieścia lat temu. Z tego co usłyszał od Mistrza Fergnana to wiadomo mu było, że Babcia przyprowadziła ją zza bariery. Kiedy przybyła do wioski miała na całym ciele blizny oraz nic nie mówiła. "Tego dnia padało. Pamiętam to jak dziś. Stała wtedy w deszczu. Mała, wychudzona i ranna dziewczynka stała pośrodku tłumu ludzi z wioski, którzy chcieli ją opatrzeć. A ona tylko stała i patrzyła się w przestrzeń. Wyglądała jakby ktoś wyssał z niej życie", mówił Mistrz Fergnan. Potem przeszli do lekcji, a Artur nie chciał drążyć tematu.

***

Artur nawet nie zauważył kiedy dotarli przed świątynie. Na schodach siedziała Kirra ubrana w ubrania, które jej wcześniej zabrał.
Biała tunika do pasa pasowała do białej wstążki, którą związała włosy w niestaranny kucyk. Natomiast czarne spodnie i rzymianki tego samego koloru pasowały do jej branzolteki na prawej ręce, której nigdy nie zdejmowała.
- Kirro - dziewczyna podniosła się kiedy usłyszała głos Babci. - idziesz z Nami?
- Tak, oczywiście.
Dołączyła do nich i w ciszy szli przez ogród. Cisza nie była niezręczna, ale uspokajająca i przyjemna.
Idąc ścieżką otoczoną przez kwiaty, Kirra czuła spokój. Mogła pierwszy raz od ataku na świątynie zrelaksować się.
Róże otaczały ją zewsząd. Były posadzone kolorystycznie. Bliżej świątyni rosły białe róże, a dalej rosły jasnoróżowe i żółte. Na samym końcu, przy wejściu do lasu, rosły czerwone. W całym ogrodzie pachniało kwiatami.
- KIRRA! ARTUR! - krzyknęła Annabeth ze świątyni. -GDZIE JESTEŚCIE, OBIBOKI?! ŚNIADANIE SIĘ SAMO NIE ZROBI! CZY JA MAM NAPISANE NA CZOLE "KUCHARZ"?!
- Ach, to Ann - wyszeptała Kirra. - Wcielenie uprzejmości.
- Wybacz Nam, Babciu - zwrócił się do Pani Artur. - Musimy iść.
- Nic nie szkodzi. Dziękuje za dotrzymanie mi towarzystwa. No już, zmykajcie - pomachała im na pożegnanie kiedy Kirra pobiegła w stronę kuchni, a Artur przebiegł na skróty przez kwiaty do lasu. Nie umknęło to uwadze Ann, która właśnie przechodziła koło otwartego okna w świątyni.
- ARTUR! Którędy Ty człapiesz, baranie! Czy ja mam wchodzić do Twojego pokoju robiąc Ci dziure w ścianie?!
- Przepraszam! - wykrzyknął nie zatrzymując się.

***

Kirra weszła do odnowionej kuchni. Ściany były tym razem kamienne i miały pięć okien. Dach również był kamienny. Podłoga była drewniana i niemal błyszcząca. To kuchnia, w której rządzi Ann, więc musi być porządek. Domek teraz miał nowe dwa piece poustawiane w końcie i cztery blaty po dwóch przeciwnych stronach, więc z osiem osób mogło gotować, nie wchodząc sobie na głowe. Do ścian były poprzyczepiane lampiony z świecami w środku.
Annabeth zamiatała podłogę. Kiedy Kirra zamknęła drzwi, dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na nią.
- No nareszcie! Ile można czekać?!
- Wybacz. Byłam z Arturem i Babcią w ogrodzie.
- Tak? A po co?
- Babcia chciała sie przespacerować. Ogród wygląda dziś przepięknie.
- No ba! A co ty myślałaś? - odpowiedziała Ann uśmiechnięta i zadowolona z siebie.
- To co dzisiaj robimy?
- Upiekłam trochę chleba i kupiłam u Mare pare jajek. Ty zrób jajecznice, a ja pokroję chleb.
- Okej - podwinęła rękawy i wzięła się do roboty.
--------------------------------------------------------------------
Nowy rozdział! Jestem chora, więc nadrobię zaległości! Jakiś taki nudny mi się wydaje ten rozdział. Ale chciałam Wam pokazać jak wygląda codzienność Naszych bohaterów. Przynajmniej do teraz. Zapraszam do komentowania!
Pozdrawiam 
BoiledSweet :**

czwartek, 3 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 11 "UPS..."

Słoneczny ranek. Ptaki śpiewają, starając się zagłuszyć koguta, który działa jako budzik w wiosce. Można by pomyśleć, że nic nie może zakłócić tego poranka. Właśnie. "Można by"...
- ARTUUR! - rozległ się krzyk Kirry po całej wiosce. Kogut i ptaki zamarły. Przekrzyczenie Kirry to dla nich nie lada wyzwanie. - ZABIJĘ CIĘ!! GDZIE JESTEŚ?!
Drzwi do świątyni otwarły się z hukiem i zza nich wyszła Kirra w samym białym ręczniku. Mokre włosy spływały po jej odsłoniętych ramionach, a blada skóra sprawiała wrażenie zimnej niczym lód. Skóra kontrastowała z czerwoną od złości twarzą.
- ARTUUUUUUR!! ODDAWAJ MOJE UBRANIA!! GDZIE JESTEŚ??!! - Rozejrzała się chwile po ogrodzie i odeszła tupiąc mokrymi stopami po podłodze, nadal wołając jego imię.
- Uff - powiedział jak najciszej do siebie Artur. Ukrywał się w krzaku różanym. Ze wszystkich stron kłuły go kolce róż ale to lepsze niż łomot od Kirry. Pod pachą miał jej ubrania w postaci białej tuniki i ciemnych spodni. -  Nieźle się wkurzyła. Może lepiej tu zostanę.
- No, masz racje. Lepiej jak tu zostaniesz - odpowiedział głos.
- Właśnie lepiej jak...- odwrócił się powoli w stronę, z której obiegał głos. Nad nim stała Kirra. Uśmiechała się sztucznie. Chłopak zatrząsł się.
- Tu jesteś - powiedziała spokojnie.
- WAAAAAAA! - wykrzyczał i wyskoczył z krzaków. Zaczął biec w stronę wioski.
- NIE UCIEKNIESZ MI! ARTUUR!! - ruszyła za nim w samym ręczniku.
Wbiegli do osady. Wioska dopiero budziła się do życia ale wiele mieszkańców wyszło z domów, aby nakarmić kury, bądź się przewietrzyć. Jednak Kirra i Artur pokrzyżowali ich plany. Artur uciekając wdepnął w parę wiader z wodą i z nimi na nogach biegł dalej. Natomiast Kirra wbiegała w powywieszane pranie i rwała sznurki, na których wisiały ubrania. Widząc to, wszyscy chowali się do domów. Zatrzaskiwali drzwi i ryglowali je z drugiej strony. Znali te dwójke za dobrze aby nie wiedzieć co się zaraz stanie.
- Mam Cię! - Kirra złapała go za tył koszulki i przewróciła. Artur próbował się podnieść ale w ostatniej chwili dziewczyna pociągnęła go za szyje i przyciągnęła do siebie, dusząc go przy okazji.
- A teraz - powiedziała ze złowieszczym uśmiechem, który przeraził Artura. - może oddasz mi to co ukradłeś?
- T-tak -zająkał się i oddał jej ubrania. Wyrwała mu je z ręki.
- Och - dodał po chwili. - Ręcznik ci się obsunął.
Kirra zrobiła sie czerwona jak piwonia i wstała szybko, aby poprawić ręcznik.
- Spokojnie - powiedział Artur. - Jesteś taka płaska, że nikt nawet by go nie zobaczył.
- HAAAAAAA?! - wykrzyczała wściekła.
- Ups - Artur dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co powiedział. - Niedobrze...
Kirra zaczęła do niego powoli podchodzić. Znowu ten uśmiech, pomyślał. Zaczynam się bać.
- Stop! Niedobra Kirra - zagroził jej palcem, próbując ją uspokoić. - Nie wolno bić innych. A szczególnie swojego przystojnego braciszka Artura, którego kochasz bezgranicznie!
Jednak kiedy zobaczył jak Kirra podnosi belke, która oczywiście musiała akurat dzisiaj leżeć na środku ścieżki, jakżeby nie,  i robi zamach jak baseballista stracił nadzieje.
- Błagam tylko nie w twarz! Świat by ci tego nie wybaczył! - złożył ręce w błagalnym geście. Ostatnim co zobaczył była belka, która leciała w jego kieruku i zaraz przed jego twarza zatrzymała. Wzdechł z ulgą i o mało nie zemdlał. Ale jeszcze bardziej go zastanawiało czemu Kirra stoi jak słup soli.
- Czułam, że te hałasy to tylko wy umiecie w naszej wiosce wywołać - usłyszał spokojny głos staruszki.
- UGH - jęknął i obrócił głowe w strone, z której dobiegał. Stała tam Pani, uśmiechnięta jak zawsze, oraz jej posłaniec. Jak zwykle miała zimne spojrzenie, które potrafiło zamrozić do szpiku kości nawet w taki upalny dzień jak ten. Czasami chłopak zastanawiał się czy ona kiedykolwiek się uśmiecha.
- P-Pani - wyszeptali Artur i Kirra. Dziewczyna wyżuciła kij w bok, który chyba kogoś trafił , bo towarzyszył przy tym dzwięk "AŁŁŁAAA!".
- C-co tu robisz o tak wczesnej porze, Babciu? - zapytała Kirra.
--------------------------------------------------------------------
Dawno nie było nic z Kłódki Serc, więęęęc czas to zmienić. Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Nie miałam czasu nawet na czytanie! Ale teraz jak skończyłam mój, trwający trzy miesiące, projekt naukowy i jestem wolna!!
Taki krótki ten rodział ale nic nie poradzę. Cześć wszystkim!
Pozdro. BoiledSweet :)))