- C-co tu robisz o tak wczesnej porze, Babciu? - zapytała Kirra z wymuszonym uśmiechem..
Kobieta uśmiechnęła się.
- Jest taka piękna pogoda, że postanowiłam udać się na spacer. Czy zechcielibyście dołączyć? Oczywiście zaraz po tym jak Kirra się przebierze.
Kirra spuściła głowę. Że też skurat dzisiaj musiałam zrobić z siebie idiotke, pomyślała.
- T-to ja pójdę się przebrać - odparła i pośpiesznym krokiem ruszyła do świątyni.
- Pani - odezwała się towarzysząca Babci kobieta. Jej głos niemal przecinał powietrze. - Jako Pani strażnik odradzam zabrania dzieci ze sobą.
- Dzieci? - pomyślał urażony Artur.
- Proszę to przemyśleć.
- Larjo, nie ma powodu do obaw - powiedziała Babcia.
- Larjo?!! - krzyczał w myślach Artur. - Tak ta królowa śniegu ma na imię?! Larja?!
- Poza tym, spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził. Przejdziemy się tylko po wiosce i zajdziemy do ogrodu. Chciałabym zobaczyć róże.
Larja najwyraźniej się poddała. Babcia promieniała radością, że zobaczy kwiaty. Chociaż widuje je prawie codziennie.
- Arturze - zwróciła się do chłopaka. - idziemy?
Artur podszedł do Babci, a ona wzięła go pod ramię. Staruszka szła z Arturem powoli przez wioskę, a za nimi bezszelestnie kroczyła Larja. Chłopak niemal czuł, jak wierci mu dziure w plecach swoimi turkusowymi oczami.
Mieszkańcy wioski wychodzili ze swoich chatek i witali oraz kłaniali się Pani. Artur zastanawiał się przez chwilę czy przed Kirrą też będą się kłaniać. I czy Larja będzie jej służyć. Nikt w sumie nie wiedział skąd się tu wzięła. Tak jakby z nikąd pojawiła się w domu Babci dwadzieścia lat temu. Z tego co usłyszał od Mistrza Fergnana to wiadomo mu było, że Babcia przyprowadziła ją zza bariery. Kiedy przybyła do wioski miała na całym ciele blizny oraz nic nie mówiła. "Tego dnia padało. Pamiętam to jak dziś. Stała wtedy w deszczu. Mała, wychudzona i ranna dziewczynka stała pośrodku tłumu ludzi z wioski, którzy chcieli ją opatrzeć. A ona tylko stała i patrzyła się w przestrzeń. Wyglądała jakby ktoś wyssał z niej życie", mówił Mistrz Fergnan. Potem przeszli do lekcji, a Artur nie chciał drążyć tematu.
***
Artur nawet nie zauważył kiedy dotarli przed świątynie. Na schodach siedziała Kirra ubrana w ubrania, które jej wcześniej zabrał.
Biała tunika do pasa pasowała do białej wstążki, którą związała włosy w niestaranny kucyk. Natomiast czarne spodnie i rzymianki tego samego koloru pasowały do jej branzolteki na prawej ręce, której nigdy nie zdejmowała.
- Kirro - dziewczyna podniosła się kiedy usłyszała głos Babci. - idziesz z Nami?
- Tak, oczywiście.
Dołączyła do nich i w ciszy szli przez ogród. Cisza nie była niezręczna, ale uspokajająca i przyjemna.
Idąc ścieżką otoczoną przez kwiaty, Kirra czuła spokój. Mogła pierwszy raz od ataku na świątynie zrelaksować się.
Róże otaczały ją zewsząd. Były posadzone kolorystycznie. Bliżej świątyni rosły białe róże, a dalej rosły jasnoróżowe i żółte. Na samym końcu, przy wejściu do lasu, rosły czerwone. W całym ogrodzie pachniało kwiatami.
- KIRRA! ARTUR! - krzyknęła Annabeth ze świątyni. -GDZIE JESTEŚCIE, OBIBOKI?! ŚNIADANIE SIĘ SAMO NIE ZROBI! CZY JA MAM NAPISANE NA CZOLE "KUCHARZ"?!
- Ach, to Ann - wyszeptała Kirra. - Wcielenie uprzejmości.
- Wybacz Nam, Babciu - zwrócił się do Pani Artur. - Musimy iść.
- Nic nie szkodzi. Dziękuje za dotrzymanie mi towarzystwa. No już, zmykajcie - pomachała im na pożegnanie kiedy Kirra pobiegła w stronę kuchni, a Artur przebiegł na skróty przez kwiaty do lasu. Nie umknęło to uwadze Ann, która właśnie przechodziła koło otwartego okna w świątyni.
- ARTUR! Którędy Ty człapiesz, baranie! Czy ja mam wchodzić do Twojego pokoju robiąc Ci dziure w ścianie?!
- Przepraszam! - wykrzyknął nie zatrzymując się.
***
Kirra weszła do odnowionej kuchni. Ściany były tym razem kamienne i miały pięć okien. Dach również był kamienny. Podłoga była drewniana i niemal błyszcząca. To kuchnia, w której rządzi Ann, więc musi być porządek. Domek teraz miał nowe dwa piece poustawiane w końcie i cztery blaty po dwóch przeciwnych stronach, więc z osiem osób mogło gotować, nie wchodząc sobie na głowe. Do ścian były poprzyczepiane lampiony z świecami w środku.
Annabeth zamiatała podłogę. Kiedy Kirra zamknęła drzwi, dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na nią.
- No nareszcie! Ile można czekać?!
- Wybacz. Byłam z Arturem i Babcią w ogrodzie.
- Tak? A po co?
- Babcia chciała sie przespacerować. Ogród wygląda dziś przepięknie.
- No ba! A co ty myślałaś? - odpowiedziała Ann uśmiechnięta i zadowolona z siebie.
- To co dzisiaj robimy?
- Upiekłam trochę chleba i kupiłam u Mare pare jajek. Ty zrób jajecznice, a ja pokroję chleb.
- Okej - podwinęła rękawy i wzięła się do roboty.
--------------------------------------------------------------------
Nowy rozdział! Jestem chora, więc nadrobię zaległości! Jakiś taki nudny mi się wydaje ten rozdział. Ale chciałam Wam pokazać jak wygląda codzienność Naszych bohaterów. Przynajmniej do teraz. Zapraszam do komentowania!
Pozdrawiam
BoiledSweet :**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz