niedziela, 14 lutego 2016

"Zaćmienie" Rozdział 12

Podskoczyła wraz z karocą, kiedy ta najechała kołem na kamień. Poprawiła szybko kaptur, który jej się zsunął i wyjrzała przez okno powozu. Za nim rozciągał się las i piękne morze. Woda odbijała światło słoneczne, ptaki krążyły po niebie, a rybacy nad wodą śpiewali i śmiali się.
Tu, we Florcie, będąc daleko od deszczowego, ponurego i zimnego Hedner, czuła się wolno i lekko. Zdobyła się na odwagę i wychyliła twarz za okno, aby poczuć promienie słońca na twarzy. Zamknęła oczy i odprężyła się.
Nagle powóz znowu podskoczył, a ona uderzyła brodą w drewnianą ramę okna. Jęknęła cicho i schowała się z powrotem. Zaraz potem usłyszała rozmowę woźnicy ze strażnikiem. Musiała być już pod bramą pałacu.
- Tożsamość i powód wizyty - rozkazał beznamiętnie strażnik.


- 12 godzin wcześniej -


- Masz wszystko? - zapytał Naomi, rzucając jej brązowy plecak. Cathrine zajrzała. Woda, kawałek chleba, za duży, męski płaszcz i mały, tępy nóż.
- Tak - ubrała plecak i podeszła do chłopaka. Byli teraz sami przy jednym z wyjść ewakuacyjnych Zaćmienia.
- Czy chcesz żebym coś mu przekazał? - zapytał drapiąc się z tyłu głowy.
Zastanowiła się przez chwilę ale postanowiła, że nic mu nie powie. I tak będzie na nią zły.
- Nie, nie trzeba. Ale dziękuję - uśmiechnęła się do niego. Odwzajemnił uśmiech i podszedł do niej. Podał jej rękę. Uścisnęła ją lekko i po chwili była w mieście. Była noc.
Czuła, że po kostki stoi w zimnym błocie. Zewsząd otaczały ją kamienne, zniszczone przez czas domy, które wyglądały niemalże złowieszczo. Ktoś w uliczce nie opodal zakaszlał, dusząc się. Dostrzegła po bokach ulicy czarne sylwetki, leżące pod budynkami. W powietrzu unosił się zapach śmierci. W tle zobaczyła zamek kruka, którego oświetlał księżyc w kształcie półkola.
Naomi szturchnął ją w ramię i pokazał palcem na ciemny, drewniany wóz z dwoma końmi. Na desce przybitej do wozu siedział stary, zgarbiony mężczyzna w obszarpanym berecie, koszuli i spodniach do łydek.
Cathrine zrobiła krok do przodu ale zatrzymał ją chłopak. "Uważaj na siebie" - mówiły jego oczy. Pokiwała głową i ruszyła bezszelestnie do powozu. Otwarła drzwiczki, które niemiłosiernie głośno zaskrzypiały i zerknęła na woźnicę. Nie zwracał na nią większej uwagi. Kiedy weszła do środka zdjęła stare buty, które dostała od Penny - córki Pettera i członkini GREEN. Wylała z nich wodę i odstawiła na bok, aby wyschły.
Poczuła jak powóz rusza, a kopyta koni plaskają w błocie. To będzie długa podróż, pomyślała i położyła głowę na plecaku.  
---------------------------------------------------------------------
Dałam radę jeszcze dzisiaj napisać rozdział "Zaćmienia". I co myślicie o Florcie? W następnym rozdziale lepiej opiszę wygląd tego państwa.
Pozdrawiam BoiledSweet :3

sobota, 13 lutego 2016

RODZIAŁ 14 "CZYŻ TO NIE ŚWIETNIE?!"

- ŻE COO?! - wykrzyczała Ann i Artur. Nachylali się nad Kirrą, która siedziała na krześle i zasłaniała uszy rękami.
- Staruszek cię wziął pod skrzydła?! Kiedy?! Gdzie?! Jak?! - pytał (a raczej wrzeszczał) Artur.
W tym samym czasie Ann próbowała go przekrzyczeć:
- Po moim trupie weźmiesz jakąś maczete do ręki! Niech ten staruch sie tak nie zapędza, bo ja go zaraz sprowadzę na ziemię!
- Czyż to nie świetnie?! - zapytał Artur. - Będziemy się razem uczyć, trenować - unosił palce, wymieniając kolejne czasowniki. - walczyć i oczywiście będziemy chodzili na wędrówki! Same plusy.
- NIE! - zaprzeczyła Annabeth. - Żadne plusy! Raczej MINUSY! Posłuchaj, Kirra - zwróciła się do dziewczyny, która miała teraz mętlik w głowie. - Możesz się jeszcze wycofać.
- No nie wydaje mi się - wtrącił Artur. - Mistrz Fergnan nie cofa złożonej obietnicy i oczekuje tego samego od innych.
Ann puściła jego uwagę mimo uszu.
- Przemyśl to jeszcze raz. To może być niebezpieczne.
Chłopak znowu się wtrącił:
- Ja tam nigdzie niebezpieczeństwa nie widzę. To prawda, na początku jest trudno, ale z czasem robisz się w tym lepsza i bardziej doświadczona.
Dziewczynie drgnęła brew. Nie zamierzała się tak łatwo poddać.
- Nie musisz tego robić.
- Co w tym dziwnego, że jako kapłanka chce być silna? - zapytał Artur. - Gdybym to był ja to . . . - nie dokończył, bo dostał z łokcia w żebra od Ann.
- Coś mówiłeś? - zapytała z udawanym uśmiechem.
- N - nic - wyjąkał chłopak.
I co teraz?, pomyślała. Bała się tych całych treningów. Jako dzieci często bawiła się z Arturem, że są obrońcami ziemi przed spadającymi liśćmi (przegrali tę walkę z żywiołem) i latali wszędzie z drewnianymi mieczami, ale to było wieki temu.
Jako dzieci Babci nigdy nie mieli przyjaciół. Ich rówieśnicy z wioski zawsze się ich bali albo uważali, że nie są godni aby się z nimi zadawać. Dlatego Ann, Artur i Kirra zawsze są razem. Oczywiście teraz jest już lepiej niż kiedyś. Kiedyś nie mieli nikogo, tylko siebie. Nawet teraz Pani nie chce im powiedzieć kim są, kto jest ich rodzicami, albo skąd w ogóle się tu wzięli. Jedyne co wiedzą to to jak mają na imię i że staruszka ich uratowała. Przed czym i dlaczego, nie wiedzą.
Z zamyślenia wyrwał Kirrę głośny huk, jaki wywołała ciocia Margart.
---------------------------------------------------------------------
Z racji, że dawno nie było Kłódki muszę teraz odłożyć na chwilkę "Zaćmienie". Ale spokojnie. Postaram się udostępniać po dwa rozdziały w weekend, a jeśli mi się uda będą jeszcze dwa z Zaćmienia. Jak pewnie już zauważyliście, zrobiłam swój pierwszy szablon! Nie jest zbyt piękny ani idealny, ale chciałam zrobić coś swojego. Napiszcie mi w komentarzu czy wam się podoba czy go zmienić na jakiś inny. Wiem, że ten róż może trochę dawać po oczach.
Pozdrawiam BoiledSweet.

sobota, 6 lutego 2016

"Zaćmienie" Rozdział 11

Rozdział 11

- Skoro już wszyscy są, możemy zaczynać?
- Tak - odpowiedziała za wszystkich Cathrine.
Karzeł odchrząknął i zaczął mówić to co wcześniej Cathrine.
- Kiedy Marcus napije się z kieliszka, zostanie on zabrany do kuchni i umyty przez służących. Robert w tym czasie ukradnie kieliszek i spotka się z Cathrine przy wejściu do wieży wschodniej, czyli komnaty króla. Haylie wykradnie Siki, a Hachirou zabierze ją z tamtąd za mury zamku. Tam będą czekać dwa konie. Czy wszyscy zrozumieli? - zapytał kiedy skończył.
Pokiwali głowami.
- Dobrze, więc zaczynamy już jutro.
- Jutro?! Przecież święto jest za tydzień! - wykrzyczała Cathrine.
- Oczywiście. Regina nie zwraca uwagi na służące, ale nie jest głupia. Wie, co się dzieje w Hedner. Dlatego musimy cię zwerbować wcześniej, aby niczego nie podejrzewała.
Karzeł pokiwał głową i schylił się pod biurko. Po chwili wyjął zwinięty materiał. Rozłożył go na całe biurko. Na materiale leżały różne noże z czarnymi rękojeściami, rewolwery i małe czarne pudełko z białymi paskami. Petter wziął do ręki pudełko i podał je Trevowi. Wziął je i przekręcił jedną ze ścian, jak w kostce rubika. Momentalnie wszystkie ściany się odłączyły od siebie i wisiały w powietrzu, zachowując kształty kostki. Pomiędzy ścianami powstałą czarna przestrzeń.
- Cube, czyli kostka. Może pomieścić nieskończoną ilość materii niezależnie od masy i gęstości - spojrzał na Cathrine. - Kiedy będziesz ją otwierać, musisz przekręcić dokładnie tą ścianę. - postukał palcem w ścianę, którą przed chwilą przekręcił. - Jeśli popełnisz błąd Cube wybuchnie.
Cathrine wzięła nagły wdech.
- Oczywiście będzie to wybuch o małym polu rażenia. Jest to dla bezpieczeństwa, aby nikt z poza tego kręgu i Zaćmienia nie dostał jej w swoje ręce.
- Rozumiem - odpowiedziała Cathrine. Spojrzała na Cube i uważnie się przyglądała jak Trev dotyka ścianki kostki, a ta składa się z powrotem i spada mu na ręce.
- Cathrine - zwrócił jej uwagę Pat. - To dla ciebie.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Tych noży i rewolwerów nie ma nigdzie indziej jak u Pata. A to Zaćmienie wynalazło rewolwery. Marcus nawet nie wie co to jest.
- Ale przecież . . . - nie dokończyła, bo staruszek znowu jej przerwał.
- Daję ci je, bo ci ufam. Będziesz ich potrzebowała. Kiedyś, będąc jeszcze członkiem GREEN, były moimi skarbami. Nigdy ich nie zaniedbywałem, bo wiedziałem, że kiedyś pomogą mi spełnić moją powinność, jaką jest ochrona Hedner. - zeskoczył ze swojego za wysokiego fotela i zawinął broń z powrotem w materiał. Podszedł do dziewczyny i dał jej go.
- Dziękuję - to wszystko co mogła powiedzieć. W Zaćmieniu broń jest czymś bardzo ważnym, szczególnie dla tych co pracują w zamku jako szpiedzy, bądź są w GREEN, BLUE i BLACK.
- Skoro sprawy odnośnie ekwipunku mamy już załatwione to proszę was abyście się przygotowali. Jutro wstajemy przed świtem. Proszę was także o dyskrecję. Jest to tajna misja, więc nie mówcie o znajomym ani rodzinie.
Słowo "rodzinie" odbijało się Cathrine w uszach przez parę sekund.
- To wszystko na dziś. Żegnam. - odwrócił się i usiadł przy biurku. Wszyscy opuścili jego gabinet wrócili do swoich pokoi.