niedziela, 29 maja 2016

ROZDZIAŁ 25 "BIAŁA NOC"

- Ej - mruknęła Ann do Artura.
- Co? - naśladował jej głos.
- Gdzie ona znowu polazła? - rzuciła mu zniecierpliwione spojrzenie. - Obiad nam stygnie! - wskazała na przygotowany stół i potrawy dla trzech osób.
- A co ja, wróżka? - wyciągnął rękę po pałeczki, ale Ann go uderzyła. - Wyszła gdzieś rano i nie ma jej jeszcze.
- Ciekawe gdzie? - spojrzała przez okno.
- Tylko się o nią martwisz - pokiwał teatralnie głową.
- Ktoś musi - burknęła.
- Wiesz, ona kiedyś będzie miała chłopaka, a potem męża, więc . . . - nie dokończył, kiedy sam zastygł zszokowany. To samo Annabeth.
- Co powiedziałeś? - zapytała zaskoczona.
- Kirra - ledwo wyjąkał. - kiedyś będzie miała ch- chłopaka.

***

Brunetka szła w kierunku kuchni, nucąc cicho melodię. Była u Fergnana, aby przedyskutować jej trasę w górach. Nie mogła ukryć, że troszkę się stresowała. Nigdy nie opuszczała wioski. Ale wiedziała, że jest bezpieczna.
Kiedy otwarła skrzypiące drzwi, zastała dość dziwną scenę. Artur i Annabeth siedzieli naprzeciwko siebie przy stole i płakali. Nagle rzucili się na nią.
A im co znowu?, zapytała sama siebie.
- Kirra! Nie odchodź z nim! - krzyczał Artur.
- Nie! - wzięła go za rękę Ann. - Arturze, to dla jej dobra!
- Wiem, ale . . .
- Nie płacz - wytarła swoje łzy Annbeth. - Musisz być silny!
- Dobrze - załapali się za ręce i spojrzeli nagle na Kirrę ostrym spojrzeniem.
- Więc?! Kim on jest?! - wykrzyczeli. Brunetka wyczuła mordercze zamiary w ich głosach.

***

- Tu masz kanapki - Ann wsadziła Kirze w ręce dwa worki pełne jedzenia. - A tu wodę - włożyła jeszcze do worków. - I jeszcze . ..
- Ann, - uspokoił ją Artur. - ona za dwa dni wraca.
- No właśnie! 48 godzin to dużo!! - wykrzyczała.
- Poradzę sobie - Kirra włożyła część prowiantu od Ann do plecaka, a resztę oddała. - Tyle mi wystarczy. Chyba, że chcesz żebym wykarmiła armię.
Blondynka prychnęła i wzięła kęs kanapki, którą zrobiła. Stali przed świątynią, wraz z Fergnanem, Margaret i Klare. Słońce wschodziło nad lasem.
- Pani nie przyjdzie? - zapytała Klare, rozglądając się.
- Nie - odpowiedziała Margaret. - Przepraszała, że jej nie będzie, ale jest bardzo zajęta.
- W przeciwieństwie do ciebie, stara krowo - mruknął Mistrz.
- Jeszcze chwila i wysmaruję twoją stęchłą twarzą podłogę - Margaret wskazała na jego głowę.
- Ja przynajmniej nie nakładam warstwy kremów i ziół. Przecież smarować taką twarz, jak twoja, to jak asfaltować bagno.
- Słucham?!
- No już - Kirra stanęła między nimi. - Nie ma się o co sprzeczać. Pamiętacie, po co tutaj przyszliśmy?
Kiwnęli głowami.
- Pamiętasz trasę? - zapytał Mistrz Fergnan.
- Tak, tak. Pamiętam.
- To dobrze.
- W takim razie, ja idę - odwróciła się, kiedy nagle została przytulona przez Annabeth. Potem podszedł Artur i wziął je obie w niedźwiedzi uścisk i podniósł.
- Rany. Jak ja bez was wytrzymam te dwa dni - wyszeptała Kirra, wtulając się w ramię przyjaciółki.
Po chwili Artur je postawił i zmierzhwił włosy Kirze i Ann.
Brunetka pomachała im i odeszła w stronę lasu. Kiedy jeszcze raz się odwróciła, dostrzegła smutną twarz Artura. Zauważyła, że zęby ma mocno ściśnięte, a dłonie zacisnął w pięści.
Artur?

***

Zasłoniła ręką oczy, kiedy słońce świeciło prosto na nią. Spojrzała jeszcze raz na mapę, kiedy stanęła na rozwidleniu. Jedna ścieżka biegła w górę, a druga w dół. Skręciła w tą pierwszą.
Krajobraz bardzo szybko się zmienił z lasów i drzew, na kamienne głazy i krzewy. Widok z góry zapierał dech. Widać było rozciągający się poza horyzont las oraz małą wioskę pośrodku niego.
Zatrzymała się na chwilę, aby coś zjeść i odpocząć. Zdjęła buty i pomasowała sobie nogi, które miały już pierwsze odciski. Jeszcze długa droga przed nią.
Kiedy szła, natrafiła na urwany most. Przeklęła pod nosem i poszła wzdłuż kamiennej ściany. Niestety była bardzo wąska. Kirra poprawiła plecak i przodem do ściany zaczęła się przesuwać. Wiatr porywał je włosy, a kamienie pod stopami spadały w przepaść pod nią. Mimo wszystko parła naprzód. Ręce jej drżały ale nie zwracała na nie uwagi. Patrzyła cały czas przed siebie.
Nagle noga jej się ześlizgnęła i spadła w przepaść. W ostatniej chwili złapała się krawędzi i zawisła na jednej ręce. Spojrzała w dół. Pod nią rozciągały się skały, a ona sama wisiała na ponad 100 metrach. Przełknęła ślinę i złapała się drugą ręką. Na szczęście wcześniej przywiązała plecak sznurem do swojej talii. Podciągnęła się i po chwili szła dalej, tym razem ostrożniej.
Kiedy dotarła na drugą stronę, myślała, że serce jej wyskoczy. Prawie spadła, prawie umarła. No właśnie. "Prawie".

***

Kirra usiadła pod jedynym drzewem i wyjęła bukłak. Wzięła porządny łyk i wylała trochę na twarz. Po drodze powinien być strumyczek. Miała nadzieję, że nie będzie tak jak z mostem.
Teraz czekała ją wspinaczka po kamiennej ścianie. Nie uśmiechało jej się to, ale to trening. Musi pokonać swoje słabości. Wstała i założyła plecak. Spojrzała w górę i zauważyła parę półek skalnych, na których może się zatrzymywać w razie zmęczenia.
Wzięła głęboki wdech i postawiła stopę na pierwszym kamieniu.
Miała całe spocone plecy i ręce, a po skroniach spływał jej pot. Było południe, więc słońce świeciło pełną parą. Na szczęście w górach wiało, więc przynajmniej to.
Kirze ręka się wyślizgnęła i zjechała po ścianie. Szybko zatrzymała się na kolanach, zdzierając je. Jęknęła. Czuła, jak krew spływa jej po łydce. Mimo wszystko zaczęła się wspinać.
Po chwili była na jednej z półek. Położyła się na plecach i patrzyła w błękitne niebo. Nie mogła zaprzeczyć, że było piękne.
Kiedy już odpoczęła, wstała i otrzepała plecy. Kiedy podniosła głowę, zabrakło jej słów. Słońce zachodziło już nad lasem, barwiąc niebo na pomarańczowo i żółto. Drzewa w dole poruszały się wraz z wiatrem, a nad nimi latały ptaki. W wiosce zapalały się pierwsze pochodnie z okazji Białej Nocy.
Kirze przypomniał się poprzedni rok, kiedy razem z Arturem i Ann przebrali się za zwierzęta i straszyli wszystkich z wioski.
Artur oberwał od Fergnana. Auć.
Brunetka wybudziła się z transu i postanowiła ruszyć dalej. Chciała znaleźć się na szczycie zanim zajdzie słońce.
Odwróciła się jeszcze raz na wioskę i zamarła.
Świątynia stała w płomieniach.

czwartek, 26 maja 2016

ROZDZIAŁ 24 "LUDZIE SIĘ ZMIENIAJĄ"

- Więc? - zapytała Ann, wałkując ciasto na drewnianej desce. Cały stół, przy którym siedziała Kirra, huśtał się rytmicznie wraz z wałkiem.
- Co "więc"? - Kirra spojrzała na przyjaciółkę, która wywróciła oczami.
- Kiedy wyruszasz? - przewróciła ciasto z głośnym plaskiem.
- Nie wiem jeszcze - znowu zaczęła się bawić bransoletką. - Pewnie jutro.
- Jutro?! - podskoczyła Annabeth. Nagle poczuła, jak coś się przypala. - Kurczę! - krzyknęła i podbiegła do garnka. Wzięła łyżkę i szybko przewróciła chrusty, które z jednej strony były białe, a z drugiej brązowe.
- Przypaliły się?- Kirra spojrzała jej przez ramię.
- No - odparła i wróciła do wałkowania. - A spakowałaś się już?
- Nie, jeszcze nie - usiadła spowrotem. - Muszę jeszcze omówić mój trening z Fergnanem.
- Nie odpuści ci? - uniosła brew.
Brunetka pokiwała przecząco głową.
- Znasz go. Choćbym wyjechała na drugi koniec świata, on i tak będzie wiedział, kiedy nie ćwiczę - westchnęła teatralnie.
Annabeth wyjęła chrusty z garnka i ułożyła na talerzu.
- Kirra, posypiesz je cukrem? - wytarła ręce o fartuch i zawiesiła go na haczyku przy wejściu do kuchni. - Idę po truskawki. Zaraz wrócę - wybiegła i po chwili wychyliła się. - A i pilnuj ciasta.
- Tak, tak. Wiem.
- Lecę! - i znikła.
Kirra podeszła do blatu, na którym były trzy talerze i miska. Talerze były na chrusty, truskawki i ciasto, a miska na jagody.
Po co tyle jedzenia? Na Białą Noc. To jedyny dzień w roku, kiedy księżyc jest w pełni i znajduje się nad wioską. Mówi się, że to właśnie w ten wieczór Bejda pokonała Dayę.
To święto obchodzi się bardzo wesoło. Wszyscy tańczą i śpiewają wokół ogromnego ogniska w sercu wioski. Potem jest uczta i znowu taniec do rana. Ta noc wypada jutro.
Brunetka nie chciała opuszczać tego święta ale Pani powiedziała jej podczas śniadania, że jeden rok powinna sobie darować. Jedyne co może zrobić to pomóc przy przygotowaniach.
Nagle Kirra usłyszała, jak coś skwierczy. Zapomniała o chrustach!
- Nie, nie, nie, nie, nie - jęczała, kiedy szybko je wyjęła z wrzącej wody. Jakoś wyglądały.
Drzwi się otworzyły i weszła Annabeth z koszykiem pełnym czerwonych truskawek.
- Rozwaliłaś już coś? - zapytała, kiedy postawiła truskawki na blacie i umyła w beczce z wodą. Potem przełożyła je na talerz.
- Nie, nie - pomachała rękami Kirra. - Coś ty! Wszystko w porządeczku! - zaśmiała się nerwowo.
- Ta, jasne - nie zwróciła uwagi na słowa przyjaciółki  i ubrała spowrotem fartuch. - Powbijaj wykałaczki w truskawki i posyp je - poinstruowała Ann i zaczęła wycinać w cieście.
- Już, już.
- A, właśnie! Spotkałam Mereca.
- Tak? - Kirra spojrzała na nią katem oka. - Co . . .?
- Z Tiną? - dokończyła. - Nie za dobrze. Z nikim nie rozmawia. Cały czas pracuje. Merec mówi, że wychodzi przed wschodem słońca, a wraca o północy.
- Ale wie gdzie pracuje, prawda? - zapytała zmartwiona Kirra.
Pokiwała przecząco głową.
- Właśnie w tym problem. Nikt nie wie.
- A nie wystarczy się jej spytać?
- Kłamie.
Kirra zamarła z wykałaczką w ręce.
- Tina?
- Tak.
- Czy my na pewno rozmawiamy o tej samej osobie?
Przez chwile Ann milczała.
- Ludzie się zmieniają - stwierdziła cicho ale Kirra ją usłyszała.
Nagle przez drzwi wparował Artur z wielkim uśmiechem na ustach.
- HEJO! - przewiesił sobie ścierkę przez ramię i podszedł do blatu. - Jak tu pachnie! - krzyknął i nachylił się do garnka. - Mniam! Chrusty! - chciał zgarnąć jednego z talerza ale Ann uderzyła go w rękę łyżką. Jęknął i zaczął ją sobie masować.
- Nie jedz teraz, głupku! To na Białą Noc!
- Tylko jednego - błagał chłopak.
- Nie! Ma! Mowy! - kiedy blondynka się obróciła, szybko zabrał truskawkę i wpakował ją do ust.
- Słodkie . . . - szepnął do siebie. Wyglądał jak dziecko.
- Ej! Której części zdania "Nie jedz" nie zrozumiałeś? - sypnęła na niego mąką. On zrobił unik i zabrał garść chrustów.
- Muahahah - zaśmiał się i już biegł do wyjścia, kiedy zaczął krzyczeć - AŁ! AŁ! AŁ! Parzy!! - odłożył je szybko spowrotem.
- No naprawdę? - zapytała ironicznie Kirra. - Ciasto prosto z wrzącej wody jest gorące? Niemożliwe! - przewróciła oczami.
- Jaka cwana! - poskarżył brunet, dmuchając na swoje czerwone ręce.
- Z kim przystajesz, takim się stajesz - pokazała mu język.
- Własnie, Ann! - popatrzył na Annabeth. - Patrz co zrobiłaś!
- Ha?! - krzyknęła. - Że niby ja?!
- A kto?
- Artur, mimo wszystko jesteś idiotą - skomentowała Kirra.
- Zaraz, czekaj! Miałaś na myśli mnie?! - wskazał na siebie palcem.
- Refleks szachisty.

***

- ŁAP! - krzyknęła Annabeth i rzuciła Kirze piatą bluzę.
- Ann, - spojrzała na przyjaciółkę z jedną brwią uniesioną. - po co mi tyle rzeczy? To tylko parę dni.
- Przecież to nie jest dużo - odparła z głową w szafie.
Kirra spojrzała na górę ubrań i mały plecak, który chciała zabrać.
- Annabeth, nie potrzebuję tego wszystkiego.
- Co?! - momentalnie znalazła się przy niej. - A co jesli będzie padać?! Albo jak cię zaatakuje niedźwiedź?! Och, zapomniałam o kuszy! - już chciała wybiec ale brunetka ją złapała.
- Nic mnie nie zaatakuje - położyła jej ręce na ramionach, aby ją uspokić. - Poza tym, nie zmieszczę się do tego plecaka - wskazał go ręką.
- Oczywiście, że nie - Ann popatrzyła na nią jak na idiotkę. - przecież to plecak na prowiant.
- Ee?
- Nie puszczę cię w dzicz bez odpowiedniego wyposażenia! Co to to nie! - splotła ręce na piersi.
Kirra uderzyła się w czoło.
Co ja, na wojnę idę?!, pomyślała.
- Ann, ja wracam za jakieś dwa dni. Nawet nie zauważysz, że mnie nie ma - założyła jej kosmyk włosów za ucho.
- Ale ja . . . - odtatnie słowa powiedziała tak cicho, że Kirra usiała się jeszze bardziej schylić.
- Co mówiłaś?
- Chodzi o to, że my - zawahała się. Albo Kirze się wydawało, albo Ann naprawdę się czerwieniła. - my nigdy się nie rozstawałyśmy i . . . no wiesz . . . Ah . . . wiesz o co mi chodzi!
Jąkająca się Annabeth?, pomyślała do siebie brunetka. To niecodzienny widok.
- Owszem - przytuliła ją. - Nie martw się. Wrócę szybko.
Ann odwzajemniła uścisk.
- No ja mam nadzieję . . . idiotko.
---------------------------------------------------------------------

środa, 25 maja 2016

ROZDZIAŁ 23 "WYJEDŹ"

Kirra szła przez wioskę do rezydencji. Drzwi domów były pozamykane, a mieszkańcy chodzili w czerni. Nadal trwa żałoba.
Zapukała koładką i weszła do środka, kiedy usłyszała ciche "Proszę".
Pani siedziała tyłem do wejścia na poduszce. Wokół niej stały świeczki, które zapewniały jedyne światło w tym pokoju. Włosy jak zawsze miała spięte w kok, a na sobie nosiła szarawe kimono.
- Dlaczego mnie wezwałaś, Pani - zapytała, siadając koło niej na, przygotowanej wcześniej, poduszce.
- Kirro - odwróciła się. - wiem, że jest ci ciężko. Widziałaś śmierć.
Dziewczyna zacisnęła dłonie.
- Wiedz, że to nie będzie ostatni raz, kiedy ją ujrzysz. Śmierć jest nieoczekiwana i nagła. Choćbyś była na nią przygotowana, nie uciekniesz.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Kiedyś ja także cię opuszczę. I wtedy ty staniesz się nią - Nie musiła mówić kim.
- Tak - odpowiedziała cicho.
Odwróciła się do niej.
- Zdaję sobie sprawę, że masz wielu przyjaciół, na których będziesz mogła polegać, ale pamiętaj - jej wzrok nagle stwardniał. - kapłanka nie jest człowiekiem.
Te słowa wyryły się w jej pamięci.
Czuła się jakby wielki głaz utknął jej w gardle.
- Co masz przez to na myśli, Pani? - głos jej drżał, a serce biło jak szalone.
Przez chwilę nic nie mówiła.
- Kohin nie była człowiekiem. Tak samo jak jej zastępczyni. - zawahała się. - I ja.
- C - Co? - Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
- Kirro, kapłanki to pół-kobiety, pół-boginie. Pamiętasz legendę Świętego Kamienia? Kohin potrafiła nad nim zapanować, ponieważ nie była człowiekiem.
- Jak to? - ledwie poznała swój głos. - Czyli są demonami?! I ty też, Babciu?!?
- Nie, nie spokojnie, Kirro - przykryła jej rękę swoją, aby ją uspokoić. - Kapłanki to istoty dobre. Natomiast demony - złe.
- Ale, Pani! Mówiłaś, że Shayton ukradł Kohin Święty Kamień. Jak to zrobił, skoro tylko kapłanki mogą go dotykać?
- Otóż demony - przez chwilę milczała. - Jak już wiesz z legendy, Daya stwożyła demony. Posiadają one cząstkę jej mocy. Natomiast Bejda, przed śmiercią, podarowała właśnie Kohin swoją moc.
- Już wtedy wiedziała, że jej serce zmieni się w kamień?
- Tak - przytaknęła głową staruszka. - Była boginią.
Kirra przez chwilę myślała nad wszystkim czego się dowiedziała. Z zamyślenia wyrwała ją kobieta:
- Kirro.
- O co chodzi? - zaniepokoiła się nagłą powagą Pani.
- Chciałabym, abyś na trochę wyjechała.

***

Stał tyłem do niego. Ręce miał splecione z tyłu pleców.
- To już czas - powiedział cicho, wciąż odwrócony.
- Rozumiem - odparł.
- Powiadom o tym Evangelie.
- Jak sobie życzysz.
Skłonił się i znikł w ciemności.
- To koniec, Victorio - powiedział do siebie mężczyzna.

***

- Wyjechać? - zapytała, trochę za głośno Kirra.
Pani tylko skinęła głową.
- Dlaczego? I gdzie?
- Kirro, uspokój się.
- Ale . . .
- Musisz odpocząć - dziewczyna momentalnie ucichła. Staruszka kontynuowała. - Nie radzisz sobie. I nie ma się czego wstydzić. Ostatnie wydarzenia każdego by osłabiły. Odpoczynek dobrze ci zrobi.
- Gdzie? - zapytała cicho.
- Wyjedziesz w góry Gal. Będę cię stąd obserwować. Nic ci więc nie grozi.
- Czy mogę . . .
- Nie, pojedziesz tam sama - przerwała jej kobieta. - Powinnaś przemyśleć parę spraw. Nie martw się - jej wzrok złagodniał. - Artur i Annabeth się nie pogryzą.
Zaśmiała się.
- Szczerze w to wątpię.
Przez chwilę siedziały w ciszy.
- Babciu - uśmiechnęła się. - Dziękuję.

***

- Gdzie?! - krzyknęła Annabeth i Fergnan.
- Góry Gal?! No chyba nie! - powiedziała dziewczyna, mieszając zupę drewnianą łyżką.
- Ja tam jestem za - Artur siedział na krześle z nogami na stole. Ręce oparł za głowę. - Taka samotna wyprawa to świetna sprawa! Wyobraź sobie - zwrócił się do Kirry, która stała koło Ann. - tylko ty i siła natury! Spanie pod gołym niebem! Szukanie jedzenia! - westchnął głośno. - Ja też tak chcę!
- Won z tymi nogami! - Ann strąciła go ze stołu. Chłopak ledwo złapał równowagę.
- Mistrzu! - popatrzył błagalnie na staruszka, który siedział naprzeciwko. - Mogę też iść?
- Nie - odparł odrazu.
- Proszę! - złożył ręce w błagalnym geście.
- Nie.
- Dlaczego?!
- Bo nie.
- A dlaczego "bo nie"?
- Bo nie.
- No nie bądź taki! - dźgnął go palcem w policzek.
- Oj będę - odtrącił jego rękę.
- Ale . .
- Nie.
- A dlaczego nie?
Kirra miała już tego dość, więc wyszła z kuchni i poszła do ogrodu. Chmury przysłoniły niebo. Przypomniał jej się ten dzień.
"Właśnie dlatego kobiety są słabe."
Zacisnęła zęby.
"Jak śmiesz?!"
"Jeszcze z tobą nie skończyłam!"
"Nie martw się o to."
Błyskawica przecięła niebo.
Jeszcze tego pożałujesz, pomyślała. Już ja o to zadbam.

Wtedy jeszcze nie wiedziała, że te myśli zmienią jej życie w koszmar.
---------------------------------------------------------------------

niedziela, 22 maja 2016

Urodziny bloga!!!

Dobrze przeczytaliście tytuł posta! To pierwsze urodziny tego bloga i równocześnie moje!Ja, *coś świszczy*, właśnie dzisiaj kończę *znowu coś świszczy* lat! Jak się czuję? Tak samo jak wczoraj.
- Ta. Wszyscy to wiemy! Wracaj do bloga! - krzyknęła na mnie Ann. Kirra dała jej z łokcia w bok.
- Annabeth! Ma prawo. W końcu dzisiaj jest jej dzień!
- To tylko urodziny! Nic wielkiego - splotła ręce na piersi.
Z nikąd pojawił się Artur.
- Zapomniałaś, jak podczas swoich, krzyczałaś na słońce, aby nie zachodziło?
- Ej! To nie prawda! - uparła się Annabeth.
- Kłamcą jeszcze nie jestem.
- No, polomizowałabym - zamyśiła się Kirra.
- Kirra! Po czyjej jesteś stronie?! - zapytał chłopak z wyrzutem.
- Umm. Przepraszam? - zapytałam cicho. - To ja tu miałam mówić.
- Cicho! - krzyknęli na mnie razem.
- UGH - stęknęłam. - Jak ja się w to wplątałam?

DOBRA! Ale wracając do bloga!
Dziękuję wszystkim, którzy dołączyli do mnie teraz, jak i wcześniej. Nawet nie wiecie, jak wiele dla mnie znaczycie.
Żeby się nie rozklejać (jak ja mam w zwyczaju), przejdę do PODSUMOWANIA:
- W tym roku było łącznie 2867 wejść! (WOW)
- Napisałam łącznie - 40 ROZDZIAŁÓW!
- Postów - 42 (najczęściej odwiedzany jest ROZDZIAŁ 1 "POCZĄTEK", który odwiedzono 125 razy)
- Dorobiliśmy się 44 komentarzy!

Jestem zadowolona z mojego pierwszego podsumowania!
Jeszcze raz bardzo wam dziękuję za wsparcie i za to, że po prostu jesteście!
Życzę wam miło spędzonego dnia!
Pozdrawiam BoiedSweet! <3



piątek, 20 maja 2016

ROZDZIAŁ 22 "TWÓJ WYBÓR"

Kirra patrzyła, jak mężczyźni wkładają ciało do drewnianej łodzi. W ręce trzymała różę. Koło niej stała Ann. Było słychać tylko ciche łkanie Mereca, wtulającego się w pierś Klare.
Według tradycji, najstarsza córka jako pierwsza wkłada różę w ręce zmarłego. Tina podeszła do ciała swojej matki i uklękła. Nie płakała, nie mówiła, po protu patrzyła. Wzięła dłoń rodzicielki i uniosła do swojego policzka. Potem włożyła do niej różę i ułożyła z powrotem. Powoli odeszła, nie oglądając się. 
Następnie wszystkie kobiety w wiosce wyłożyły łódkę różami, tworząc coś na kształt łóżka. Kirra została chwilę dłużej. Wspominała ten dzień, kiedy słyszała jej błagalny głos. Na zawsze wyrył się jej w pamięci. 
Z transu wybudziła ją delikatna dłoń Ann na ramieniu. Wstały i ustawiły się w rzędzie z innymi kobietami. Zaczęły śpiewać.
W tym czasie Artur wraz z innymi mężczyznami z wioski, powoli włożyli łódkę do wody. Merec i Tina wzięli pochodnię i razem podpalili róże. Ogień rozprzestrzenił się, jak klocki domino. Po chwili cała łódź płonęła, sunąc po wodzie. Śpiew zagłuszał trzaskanie drewna.  

***

- STOP! - ryknął Mistrz Fergnan. - Kirra, co się z tobą dzieje?! Skup się! - wskazał palcem na swoje oczy, po czym podniósł otwarte dłonie. Dziewczyna wytarła nadgarstkiem kropelki potu i dysząc kopnęła wysoko nogą. Fergnan złapał jej nogę i szarpnął, przewracając Kirrę.
- Dość - westchnął, patrząc na nią z góry. - Rozumiem cię. Wiem, że jest ci ciężko, po tym co zobaczyłaś. Ale jesteś kapłanką. Nie możesz dopuścić do tego, by twoje emocje przeszkadzały ci w obronie wioski.
Nie odezwała się. Wpatrywała się jedynie w swoje stopy, siedząc po turecku na ziemi.
- Wstawaj - podał jej rękę i postawił na nogi. - Będziemy ćwiczyć tak długo, aż w końcu mnie pokonasz. Trenujemy na poważnie od miesiąca, a ty nie zrobiłaś żadnych postępów. Ruszaj!

*** 

- Ej, Artur.
- Ej Annabeth - naśladował jej głos. Uderzyła go ścierką. - Sory. Musiałem. O co chodzi?
- Widziałeś się z Tiną albo z Mereciem?
Pokręcił głową.
- A ty?
- Też nie. Martwię się o nich.
- A o kogo ty się nie martwisz?
- O ciebie.
Zrobił urażoną minę i udał, że wyciera łzę.
- Nie martwisz się o swojego starszego braciszka?
- Jak to mówią, głupi żyją dłużej - uśmiechnęła sie łobuzersko.
- EJ! Odszczekaj to! - zaczął ją gonić.
- Nie ~ - zaśpiewała i schowała się za filarem. Właśnie sprzątali w świątyni, ponieważ Babcia wyszła, a nie chcieli jej przeszkadzać podczas modlitwy.
- Ann! Cho no tu! - złapał ją za rękę ale ona sie wyślizgnęła i pokazała mu język.
- Zmuś mnie.
- Ty mała!
Nieświadomie zaczęli się śmiać.

***

Kopnęła kamień, który odbił się od drzewa. Powtarzała w myślach słowa mistrza:
"Możesz się złamać i upaść, albo wstać i iść dalej. To twój wybór. Dopóki nie zdecydujesz, nie pokazuj mi się na oczy"
Uderzyła pięścia w drzewo i zacisnęła zęby tak mocno, że ją szczęka zabolała.
Była tam. Mogła to zrobić. Mogła ją uratować.
Zacisnęła oczy.
- Znowu się spóźniłam - skarciła samą siebie. - Znowu - uderzyła w drzewo. - Znowu - kolejne uderzenie. - ZNOWU! - ryknęła i oparła czoło o korę, dysząc głośno.
Było cicho. Ptaki nie śpiewały, drzewa nie szumiły. Wszystko zamarło. Miała już tego dość.
Obróciła się i oparła tym razem plecami. Zsunęła się powoli. Podwinęła kolana do brody i schowała twarz w rękach.
Aby nikt nie widział jej łez.

sobota, 7 maja 2016

ROZDZIAŁ 21 "DLACZEGO?!"

- No i gdzie ona jest?! - wykrzyczał Artur przez ulewę do Ann, ale nie był pewien czy go usłyszała.
- Powinna być we wschodniej części lasu! - odkrzyknęła. Blond włosy przylepiły jej się do karku i twarzy. - Mówiła, że musi coś załatwić u Shili! Pewnie poszła na skróty od jej domu!
Ruszyli w tamtym kierunku, plaskając w błocie.

*** 

Chciała krzyczeć ale nie mogła. Czuła się tak, jakby w gardle miała wielki kamień.
Błyskawica przecięła niebo, rozjaśniając ponownie jego twarz.
Był szczupły i wysoki. Miał ciemne włosy i ciemno-niebieskie oczy. Skóra blada jak kreda, zasłonięta przez czarny płaszcz do kostek, z pod którego wystawała długa ręka. Trzymał w niej miecz, z którego teraz spływała szkarłatna krew.
U jego stóp leżała starsza kobieta. Otwarta rana w boku wciąż krwawiła. Po chwili Kirra zobaczyła jej szyję wykręconą w nienaturalny sposób.
Zasłoniła usta ręką, żeby nie zwymiotować. Oparła się drugą ręką o drzewo i uspokoiła.
Nagle poczuła spojrzenie nieznajomego na sobie.

***

- Kirra! - wykrzyczała Annabeth w stronę lasu. - Gdzie jesteś?!
- Hej! Niziołku! 
Ann kichnęła po raz piąty. Mimo, że oboje byli zmarznięci i przemoczeni, szukali Kirry do skutku.
- Ann! - Artur wskazał palcem na las. - Ktoś tam jest!

***

Kirra nie wiedziała, jak długo już się w siebie wpatrują. Minutę? Godzinę? Od tamtego czasu nie poruszył się ani o centymetr.
- Kim - przełknęła ślinę. - Kim jesteś?
Nic nie mówił. Spoglądał na nią, jakby znudzony.
Strach Kirry zmienił się w złość i obrzydzenie. 
- Dlaczego - zawahała się. - to zrobiłeś? - niemal wysyczała, patrząc na ciało. Dopiero teraz dostrzegła jasne włosy i zielony naszyjnik. Matka Mereca i Tiny.  
- Dlaczego - wyszeptała przez łzy. Nie poruszył się.
- DLACZEGO?! ODPOWIEDZ MI! - wykrzyczała.
Złapał Kirrę za szyję i przycisnął do drzewa. Kora podrapała jej plecy. Uniósł ją na wysokość swoich oczu i zaciskał powoli lodowate palce. Dziewczyna odruchowo zaczęła drapać jego ręce ale po chwili przypomniała sobie nauki Mistrza. Uderzyła go w wewnętrzną stronę łokcia, powodując, że zgiął się i zwolnił uścisk. Odepchnęła się nogami od drzewa. 
Przewrócili się. Przez chwilę leżała na górze, ale on złapał ją za koszulę i przygwoździł do ziemi. Uniósł w górę ostrze. Przez chwilę strach zmroził jej krew w żyłach ale odgoniła go. 
- Nie mam w planach umierania! - wydarła mu się w twarz. Na chwilę się zatrzymał, jakby zszokowany jej słowami. Kirra wykorzystała to. Kostkami oplotła jego szyję i pociągnęła w dół. Opadł z powrotem na błoto. Kopnęła ostrze, które z brzękiem poleciało w krzaki. Przytrzymała mu ręce ale on uderzył swoją głową w jej. Dziewczynie zrobiło się ciemno przed oczami. Nawet nie zauważyła, kiedy była niesiona przez nieznajomego. Kopała go i biła pięściami ale nic to nie dawało. Trzymał ją jak worek. 
Następnie usłyszała skrzypnięcie drzwi. Obróciła głowę. 
Nie wiedziała, że jest tu jakiś opuszczony dom. Wrzucił ją do środka. Poturlała się i uderzyła głową w ścianę. Jęknęła.
Po chwili poczuła, jak ją unosi za koszulę.
- Taka mała, a taka waleczna - jego głos był zimny, ostry i groźny. Spojrzała mu w oczy, próbując przekazać całą swoją nienawiść. Nagle jego usta były uśmiechnięte. Bawiło go to. 
Teraz to ją wkurzył.
- TY! - miała coś powiedzieć ale on oderwał kawałek jej ubrania, odsłaniając skórę. Szybko zasłoniła ją ręką. Próbowała naciągnąć materiał. 
Zaczęła się cofać, aż uderzyła w ścianę. Zbliżył się i schylił do jej twarzy. Nadal miał ten uśmieszek na ustach.
- Właśnie dlatego kobiety są słabe - powiedział.
- Jak śmiesz?! - chciała go uderzyć ręką ale ją złapał. Po chwili puścił i odszedł. 
- Hej! Jeszcze z tobą nie skończyłam! - zatrzymał się i z rozbawieniem odpowiedział:
- Nie martw się o to.

***

Artur i Annabeth biegli co sił w nogach. Minęli parę drzew i stanęli jak wryci. Kirra klęczała na ziemi. Ubrania miała podarte, kolana i łokcie obdarte do krwi, a włosy zlepione błotem
Jednak najbardziej ich zdziwiły łzy. Po chwili zobaczyli, że w ramionach trzyma nie ruszającą się kobietę.
---------------------------------------------------------------------

piątek, 6 maja 2016

ROZDZIAŁ 20 "KAP KAP KAP"

Nadszedł ten czas! 20 rozdziałów!
Chcę wam wszystkim podziękować za to, że jesteście ze mną, Kirrą, Ann i Arturem.
Bez zbędnego gadania, zapraszam do czytania! (Aż się zrymowało)
---------------------------------------------------------------------
- Żegnaj, Arturze! - krzyknęła do niego Tina, kiedy oddalał się w kierunku świątyni. Był już wieczór. 
Ciemne chmury zasłoniły gwiazdy i księżyc. Było cicho. 
- Trzymaj się! I pozdrów Mereca ode mnie jak się obudzi.
- Pewnie. Uważaj na siebie! - miała coś dodać ale jej głos zagłuszyła nagła błyskawica, która przecięła niebo. Następnie lunął deszcz, rozmywając obraz dziewczyny.
- Co powiedziałaś?! - krzyknął przez ulewę.
- Powiedziałam, że . . .! - odkrzyknęła ale kolejna błyskawica jej przerwała. Poddana, machnęła ręką i zamknęła drzwi.
Artur postanowił, że zapyta ją o to jutro. A teraz musi szybko dotrzeć do świątyni. Nie minęła minuta i już jest przemoczony do suchej nitki.

***

Kirra stała pod drzewem, kiedy się rozpadało. Twardość kory na plecach sprawiał, że nie myślała o tym, jak bardzo boi się ciemności. Szczególnie, gdy jest sama. 
I co teraz?, pomyślała. W rękach trzymała tkaninę, którą dostała od Szili - tutejszej tkaczki. Zrobiła ją specjalnie dla Babci z okazji zbliżających się urodzin. 
Nie chcę jej zniszczyć. Przytuliła materiał do piersi. Westchnęła. Nie zostało mi nic innego, jak po prostu czekać.
Nie należała do osób najcierpliwszych, o czym wiedział każdy, kto został z nią zamknięty w poczekalni do domu Margaret. Miała wtedy straszny katar.
Patrzyła w niebo i liczyła minuty. Zawsze jakieś zabicie czasu.
Kiedy jej sie to znudziło, zaczęła nucić piosenkę, którą często śpiewały z Ann. Chwilę później już śpiewała.


Chorałem dzwonków dzień rozkwita,
jeszcze od rosy rzęsy mokre,
We mgle turkocze pierwsza bryka,
Słońce wyrusza na włóczęgę.



 Drogą pylistą, drogą polną,
Jak kolorowa panny krajka,
Słońce się wznosi nad stodołą,
Będziemy tańczyć walca...

A ja mam swą gitarę - przerwała, kiedy usłyszała cichy jęk. Włoski jej się zjerzyły na rękach.

Nie wydawało mi się, prawda?, pomyślała szybko. Głos w jej głowie mówił, aby skuliła się pod drzewem, zamknęła oczy i zatkała uszy. Ale nie posłuchała go. To była dawna ona. Teraz się zmieniła.
Zrobiła niepewnie krok w stronę, z którego usłyszała jęk.
- NIE! - wykrzyczał błagalnie wysoki, kobiecy głos. Następnie było słychać, jakby coś zostało złamane, a potem opada na ziemię.


KAP KAP KAP



Powoli wychyliła się za drzewo.



KAP KAP KAP


Kirra nie wiedziała czy to odgłos deszczu ale już zapomniała, że stoi w ulewie. Zapomniała, że tkanina, którą upuściła, leży w błocie. I nawet o tym, że boi się ciemności.
Bo teraz liczyło się tylko to, czego właśnie była świadkiem.

***

- Ej, Annabeth - pomachał jej ręką przed oczami. - A tobie co?
- Nic - nie odrywała wzroku od okna, kiedy razem siedzieli w pokoju Artura. Ann na parapecie, a on na łóżku.
- To, że będziesz próbowała siłą umysłu zatrzymać deszcz, nie pomoże.
- Nie tracę nadziei.
- Właśnie widzę.
- Czemu jej jeszcze nie ma? - zapytała bardziej siebie.
- Bo pada - odpowiedział.
- No co ty gadasz? - przewróciła oczami. - Nie zauważyłam.
- Dlatego ja tu jestem - powiedział, kładąc się na kołdrze.
Ann nie miała już siły z nim gadać. Od rana miała jakieś złe przeczucie, które teraz osiągnęło zenit.
Bez słowa zeszła z parapetu i skierowała się w stronę wyjścia. Nie zatrzymała się na pytania Artura. Coś jest nie tak. I ma to coś wspólnego z Kirrą.
- Ann! - złapał ją za nadgarstek. - Gdzie idziesz?!
Stali już przed drzwiami na zewnątrz. Krople uderzały w drewniane drzwi.
- Po Kirrę! Czy to nie oczywiste?! - wyrwała mu rękę.
- Zgłupiałaś? Chcesz tam iść? - wskazał reką na drzwi.
Annabeth już miała mu się wydrzeć w twarz ale on dodał:
- I to beze mnie? - uśmiechnął się.
Po chwili Ann odwzajemniła uśmiech.
- Dobra, idziemy!
---------------------------------------------------------------------
Koniec! I jak wyszedł deszczowy rozdział?
Czy ktoś kojarzy Krajkę z czasów harcerstwa?
Wracam nie długo z kolejnym rozdziałem!
Pozdrawiam BoiledSweet :)

wtorek, 3 maja 2016

ROZDZIAŁ 19 "ZAKŁAD"

- Artur! Pranie! - Kirze znowu drgnęła brew, kiedy usłyszała krzyk Ann dobiegający ze świątyni.
- Idę! Już idę! - odpowiedział Artur.
- Szybciej! Jeszcze dużo do zrobienia!
- No przecież idę!
- Nie idziesz, a się wleczesz! Tylko na tyle stać ucznia wielkiego Mistrza Fergnana? Słabo~ - zaśpiewała Annabeth.
- Kto tu jest słaby?!
Kirra westchnęła zmęczona, chyba dziesiąty raz w ciągu tego południa. To już drugi dzień odkąd Artur zgodził się być Annabeth ver. 0.1.
Stała teraz przy zlewie w kuchni i dla zabicia czasu zmywała. Drzwi zaskrzypiały, kiedy brunet wszedł do chatki.
- Co tam, niziołku? - zapytał i uderzył ją mokrą szmatką w głowę. Krzyknęła zaskoczona i obróciła się szybko.
- Czy ty jesteś nienormalny?!- rzuciła w niego mokrą gąbką. Teraz Artur był cały w pianie. Zaśmiał się i poczochrał jej głowę.
- EJ! - mimowolnie zaczęła się z nim śmiać. - Przestań! Artur! - włożyła rękę do wody i ochlapała go.
- Oż ty! - wytarł rękawem twarz i podniósł ją. Obracając się w kółko z nią na ramionach, prawie się przewrócił.
- NIEEEEEE! Postaw mnieeeeeee - krzyczała pomiędzy śmiechem.
- Nie mam mowy!
- Artur, ty obiboku. Co ci tyle zajmuje? - przez drzwi weszła Annabeth. Kiedy zobaczyła Artura wirującego z Kirra na rękach, zastygła.
- Odbiło wam?! Ta kuchnia jest nowa! Chcecie ją rozwalić?! I czemu tu jest taki syf!
Chłopak wreszcie się zatrzymał i chwiejnym krokiem podszedł do Ann.
- Tak, odbiło nam. Teraz się kapnęłaś, że jesteśmy walnięci? - zapytał z uśmiechem. - Woah! - potknął się o swój but i z Kirrą wpadli na Annabeth.
- Ała - jęknął chłopak. - Kirra, żyjesz? - spytał brunetkę, która teraz leżała przy ścianie z nogami w powietrzu. Pokazała mu kciuka w górę i zrobiła fikołka, aby wylądować na plecach. - Ann? Gdzie jesteś? - zaczął szukać jej wzrokiem.
- Pod tobą, kretynie. . . - wyjęczała. Dopiero teraz poczuł, że na czymś, a raczej kimś siedzi. Były to plecy Annabeth. Strasznie wściekłej Annabeth.
- Ugh . . . - wstał pośpiesznie i pomógł jej wstać. - Wybacz.
- Schudłbyś trochę - powiedziała, rozciągając plecy. - A, zapomniałam.
- O czym?
- Co ja wam mówiłam o wygłupianiu się w kuchni?!?! - Aha, o tym zapomniałaś, pomyślał. - Róbcie to gdzie indziej! Rany! Co ja się z wami mam!
- Ale to nie ja! To Artur! - wskazała na niego palcem.
- Nie prawda! To Kirra zaczęła! - bronił się.
- Nie obchodzi mnie kto zaczął! Artur, ty za karę masz dzisiaj pomóc Tinie w praniu! - chciał już zaprotestować ale Ann rzuciła mu spojrzenie, które mogło by zabić. - A ty, Kirra pójdziesz po wodę do wodospadu i przygotujesz herbatę.
- Tak jest, psze pani! - odkrzyknęli razem.

***

Kirra szła już polaną w stronę strumyka. Wcześniej spotkała Klare i Lily - siostrzenicę Margaret. Chwilę pogadały i pośmiały się z Artura, którego Ann zmusiła do ubrania fartucha, a następnie się rozdzieliły.
Było słonecznie ale nie duszno. Powoli zbliżał się koniec lata. Kirra nie wiedziała czy się cieszyć czy smucić. Z jednej strony się cieszyła, że będzie trochę chłodniej, a z drugiej smuciła, ponieważ Artur, jak co roku, wyrusza na miesięczną wyprawę. Miesiąc to mało ale bez niego to wieczność.
Rok temu ledwie wytrzymała. Było tak cicho i spokojnie, że aż nieznośnie. I wszyscy w wiosce się z nią zgodzą.
Kiedy dotarła na miejsce, zanurzyła wiadro w wodzie i wyciągnęła.
Dopiero teraz się zorientowała, że zrobiła to bez stęknięcia. Zazwyczaj wciągnięcię do połowy pełnego wiadra było niemal niemożliwe.
Stała się silniejsza.
Uśmiechnęła się nieświadomie.
Nagle poczuła się obserwowana. Ostatnim razem było podobnie. Podniosła się i wracając przyśpieszyła kroku.

***

Artur wycisnął z białego ręcznika nadmiar wody i położył go na rozpalonym czole Mareca.
- Dziękuję, Arturze - skłoniła się Tina.
- Nie ma sprawy. Z resztą, ten blondasek to mój kumpel. Podobnie jak ty - poczochrał jej głowę. - Zawsze możecie na mnie liczyć.
- Tak, wiemy - uśmiechnęła się ciepło.
- Kiedy wraca wasza mama?
- Wieczorem.
- Oby się nie przepracowywała. Ona też nie należy do najodporniejszych osób.
- Racja ale jest uparta. Czasem ciężko jest ją powstrzymać.
- Ciężko? Spróbuj się wykłócać z Annabeth. Nie dość, że ucierpisz fizycznie to i mentalnie!
Zaśmiała się.
- Widzę, że nie da się nudzić z panienką Annabeth.
- Nuda nie występuję w jej słowniku. Tak jak cisza. I spokój.
- W takim razie nieźle się dobraliście - zażartowała.
- Ej! Sugerujesz coś? - złapał ją za policzki palcami.
- Nie, nie - udała, że zamyka buzię na kłódkę i wyrzuca klucz.

***

Przyciskała ranę, z której sączyła się krew, barwiąc suknie na czerwono.
Podchodził do niej powoli. Nie miał na twarzy uśmiechu. Wyglądał na zmęczonego, a może i nawet znudzonego.
Nie odezwał się ani słowem.
- Nie! - wyjęczała kobieta, kiedy uniósł ostrze. - Błagam! NIE! NIE!
Rozległ się przeraźliwy krzyk.
---------------------------------------------------------------------
Koniec rozdziału! Jest trochę dłuższy :)
Wiem, jestem zła, że w takim momencie. Muahahah! Nowe wcielenie Polsata!
Pozdrawiam BoiledSweet :)

ROZDZIAŁ 18 "TO MOŻE BYĆ CIEKAWE"

Odwrócił się w stronę krzaków. Polanę otaczały wysokie drzewa i krzaki sięgające do bioder, więc można było się w nich spokojnie skryć.
Obejrzał się i znów spojrzał w kierunku, z którego chwilę temu usłyszał szelest. Zaczął się skradać. Kiedy był metr od celu, w ciemności zaświeciły się żółte oczy i wyskoczył stamtąd czarny kot. Wskoczył z sykiem na ramiona Artura i schował głowę w jego piersi. Chłopaka tak to zaskoczyło, że zachwiał się na nogach. Kiedy wreszcie odzyskał równowagę, zaśmiał się i pogłaskał przestraszonego kota.
- Łoł! Nieźle mnie wystraszyłeś, mały! - nagle zwierzę skuliło się i najeżyło całą sierść. Z sykiem popatrzyło w kierunku, z którego przyszło. Chłopak czuł jak kot jeszcze bardziej chowa się w jego ramionach. Momentalnie spoważniał - Co się stało?
Nagle wszystko zaczęło się trząść w rytmicznym tempie. Jakby parę koni galopowało w tym samym rytmie.
Artur wstał z kotem przyczepionym do niego i już miał się ukryć, kiedy wszystko ucichło. Ptaki już nie śpiewały, owady nie latały, wiatr nie wiał, drzewa nie szumiały. Jakby cały świat wstrzymywał oddech.
W pewnym momencie ziemia zadrżała, a potem wszystko wróciło do normy.
Co to było?
Wiedział, że mu się to nie przyśniło ale miał wątpliwości. Nie chciał tego tak zostawiać ale nie miał wyboru. Musiał się zastosować do rozkazów Pani.
- I co z tobą? - kiedy się otrząsnął, zapytał czarną kulkę w jego ramionach. - Ann nie będzie zadowolona. Ale w sumie to nawet lepiej - uśmiechnął się łobuzersko.

***

- PO KIEGO GRZYBA ŻEŚ TO TU PRZYTARGAŁ?! - wydarła się na Artura. On zasłonił uszy zwierzęciu, które nadal wtulało się w jego pierś.
- Ann - upomniała cicho Kirra. - Mów ładniej.
- Ach. Okej - odpowiedziała. - PO KIEGO BOROWIKA ŻEŚ TO TU PRZYTARGAŁ?!
- Nie dokładnie o to mi chodziło . . . - wyszeptała do siebie.
- A co, miałem go tam zostawić? - zapytał chłopak.
- Tak. Nie wiesz czy nie należy już do kogoś. A po za tym, nie będę później szorować całego domu, bo jakiś kocur linieje!
- Leń - prychnął.
- Haa?! Co powiedziałeś?!
- Powiedziałem, że jesteś leniem!
Oj, Artur, pomyślała Kirra, która ze zgrozą patrzyła na obrót tej kłótni w wojnę. Kiedy kobieta pyta się "co powiedziałeś", nie oznacza to, że cię nie słyszała, a że daje ci ostatnią szanse do cofnięcia swoich słów i wiania gdzie pieprz rośnie.   
- Więc to tak? Dobrze - splotła ręce na piersi i uśmiechnęła się chytrze. - Co powiesz na zakład?
- Jaki? - zapytał, przyjmując tą samą pozę.
- Przez tydzień będziesz wykonywał moje obowiązki i zajmował się tym futrzakiem - wskazała głową na kota. - Jeśli ci się uda wszystko zrobić, pozwolę mu zostać. Jeśli nie, przez miesiąc będziesz wykonywać WSZYSTKIE moje polecenia - uśmiechnęła się.
- Zgoda - odpowiedział od razu. Podali sobie ręce.
- Kirra! - krzyknęli razem do dziewczyny, jakby dopiero teraz ją zauważyli. - Przetnij je!
- Już, już - westchnęła i rozłączyła ich ręce. W sumie to może być ciekawe.