wtorek, 3 maja 2016

ROZDZIAŁ 19 "ZAKŁAD"

- Artur! Pranie! - Kirze znowu drgnęła brew, kiedy usłyszała krzyk Ann dobiegający ze świątyni.
- Idę! Już idę! - odpowiedział Artur.
- Szybciej! Jeszcze dużo do zrobienia!
- No przecież idę!
- Nie idziesz, a się wleczesz! Tylko na tyle stać ucznia wielkiego Mistrza Fergnana? Słabo~ - zaśpiewała Annabeth.
- Kto tu jest słaby?!
Kirra westchnęła zmęczona, chyba dziesiąty raz w ciągu tego południa. To już drugi dzień odkąd Artur zgodził się być Annabeth ver. 0.1.
Stała teraz przy zlewie w kuchni i dla zabicia czasu zmywała. Drzwi zaskrzypiały, kiedy brunet wszedł do chatki.
- Co tam, niziołku? - zapytał i uderzył ją mokrą szmatką w głowę. Krzyknęła zaskoczona i obróciła się szybko.
- Czy ty jesteś nienormalny?!- rzuciła w niego mokrą gąbką. Teraz Artur był cały w pianie. Zaśmiał się i poczochrał jej głowę.
- EJ! - mimowolnie zaczęła się z nim śmiać. - Przestań! Artur! - włożyła rękę do wody i ochlapała go.
- Oż ty! - wytarł rękawem twarz i podniósł ją. Obracając się w kółko z nią na ramionach, prawie się przewrócił.
- NIEEEEEE! Postaw mnieeeeeee - krzyczała pomiędzy śmiechem.
- Nie mam mowy!
- Artur, ty obiboku. Co ci tyle zajmuje? - przez drzwi weszła Annabeth. Kiedy zobaczyła Artura wirującego z Kirra na rękach, zastygła.
- Odbiło wam?! Ta kuchnia jest nowa! Chcecie ją rozwalić?! I czemu tu jest taki syf!
Chłopak wreszcie się zatrzymał i chwiejnym krokiem podszedł do Ann.
- Tak, odbiło nam. Teraz się kapnęłaś, że jesteśmy walnięci? - zapytał z uśmiechem. - Woah! - potknął się o swój but i z Kirrą wpadli na Annabeth.
- Ała - jęknął chłopak. - Kirra, żyjesz? - spytał brunetkę, która teraz leżała przy ścianie z nogami w powietrzu. Pokazała mu kciuka w górę i zrobiła fikołka, aby wylądować na plecach. - Ann? Gdzie jesteś? - zaczął szukać jej wzrokiem.
- Pod tobą, kretynie. . . - wyjęczała. Dopiero teraz poczuł, że na czymś, a raczej kimś siedzi. Były to plecy Annabeth. Strasznie wściekłej Annabeth.
- Ugh . . . - wstał pośpiesznie i pomógł jej wstać. - Wybacz.
- Schudłbyś trochę - powiedziała, rozciągając plecy. - A, zapomniałam.
- O czym?
- Co ja wam mówiłam o wygłupianiu się w kuchni?!?! - Aha, o tym zapomniałaś, pomyślał. - Róbcie to gdzie indziej! Rany! Co ja się z wami mam!
- Ale to nie ja! To Artur! - wskazała na niego palcem.
- Nie prawda! To Kirra zaczęła! - bronił się.
- Nie obchodzi mnie kto zaczął! Artur, ty za karę masz dzisiaj pomóc Tinie w praniu! - chciał już zaprotestować ale Ann rzuciła mu spojrzenie, które mogło by zabić. - A ty, Kirra pójdziesz po wodę do wodospadu i przygotujesz herbatę.
- Tak jest, psze pani! - odkrzyknęli razem.

***

Kirra szła już polaną w stronę strumyka. Wcześniej spotkała Klare i Lily - siostrzenicę Margaret. Chwilę pogadały i pośmiały się z Artura, którego Ann zmusiła do ubrania fartucha, a następnie się rozdzieliły.
Było słonecznie ale nie duszno. Powoli zbliżał się koniec lata. Kirra nie wiedziała czy się cieszyć czy smucić. Z jednej strony się cieszyła, że będzie trochę chłodniej, a z drugiej smuciła, ponieważ Artur, jak co roku, wyrusza na miesięczną wyprawę. Miesiąc to mało ale bez niego to wieczność.
Rok temu ledwie wytrzymała. Było tak cicho i spokojnie, że aż nieznośnie. I wszyscy w wiosce się z nią zgodzą.
Kiedy dotarła na miejsce, zanurzyła wiadro w wodzie i wyciągnęła.
Dopiero teraz się zorientowała, że zrobiła to bez stęknięcia. Zazwyczaj wciągnięcię do połowy pełnego wiadra było niemal niemożliwe.
Stała się silniejsza.
Uśmiechnęła się nieświadomie.
Nagle poczuła się obserwowana. Ostatnim razem było podobnie. Podniosła się i wracając przyśpieszyła kroku.

***

Artur wycisnął z białego ręcznika nadmiar wody i położył go na rozpalonym czole Mareca.
- Dziękuję, Arturze - skłoniła się Tina.
- Nie ma sprawy. Z resztą, ten blondasek to mój kumpel. Podobnie jak ty - poczochrał jej głowę. - Zawsze możecie na mnie liczyć.
- Tak, wiemy - uśmiechnęła się ciepło.
- Kiedy wraca wasza mama?
- Wieczorem.
- Oby się nie przepracowywała. Ona też nie należy do najodporniejszych osób.
- Racja ale jest uparta. Czasem ciężko jest ją powstrzymać.
- Ciężko? Spróbuj się wykłócać z Annabeth. Nie dość, że ucierpisz fizycznie to i mentalnie!
Zaśmiała się.
- Widzę, że nie da się nudzić z panienką Annabeth.
- Nuda nie występuję w jej słowniku. Tak jak cisza. I spokój.
- W takim razie nieźle się dobraliście - zażartowała.
- Ej! Sugerujesz coś? - złapał ją za policzki palcami.
- Nie, nie - udała, że zamyka buzię na kłódkę i wyrzuca klucz.

***

Przyciskała ranę, z której sączyła się krew, barwiąc suknie na czerwono.
Podchodził do niej powoli. Nie miał na twarzy uśmiechu. Wyglądał na zmęczonego, a może i nawet znudzonego.
Nie odezwał się ani słowem.
- Nie! - wyjęczała kobieta, kiedy uniósł ostrze. - Błagam! NIE! NIE!
Rozległ się przeraźliwy krzyk.
---------------------------------------------------------------------
Koniec rozdziału! Jest trochę dłuższy :)
Wiem, jestem zła, że w takim momencie. Muahahah! Nowe wcielenie Polsata!
Pozdrawiam BoiledSweet :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz