Kirra patrzyła, jak mężczyźni wkładają ciało do drewnianej łodzi. W ręce trzymała różę. Koło niej stała Ann. Było słychać tylko ciche łkanie Mereca, wtulającego się w pierś Klare.
Według tradycji, najstarsza córka jako pierwsza wkłada różę w ręce zmarłego. Tina podeszła do ciała swojej matki i uklękła. Nie płakała, nie mówiła, po protu patrzyła. Wzięła dłoń rodzicielki i uniosła do swojego policzka. Potem włożyła do niej różę i ułożyła z powrotem. Powoli odeszła, nie oglądając się.
Następnie wszystkie kobiety w wiosce wyłożyły łódkę różami, tworząc coś na kształt łóżka. Kirra została chwilę dłużej. Wspominała ten dzień, kiedy słyszała jej błagalny głos. Na zawsze wyrył się jej w pamięci.
Z transu wybudziła ją delikatna dłoń Ann na ramieniu. Wstały i ustawiły się w rzędzie z innymi kobietami. Zaczęły śpiewać.
W tym czasie Artur wraz z innymi mężczyznami z wioski, powoli włożyli łódkę do wody. Merec i Tina wzięli pochodnię i razem podpalili róże. Ogień rozprzestrzenił się, jak klocki domino. Po chwili cała łódź płonęła, sunąc po wodzie. Śpiew zagłuszał trzaskanie drewna.
***
- STOP! - ryknął Mistrz Fergnan. - Kirra, co się z tobą dzieje?! Skup się! - wskazał palcem na swoje oczy, po czym podniósł otwarte dłonie. Dziewczyna wytarła nadgarstkiem kropelki potu i dysząc kopnęła wysoko nogą. Fergnan złapał jej nogę i szarpnął, przewracając Kirrę.
- Dość - westchnął, patrząc na nią z góry. - Rozumiem cię. Wiem, że jest ci ciężko, po tym co zobaczyłaś. Ale jesteś kapłanką. Nie możesz dopuścić do tego, by twoje emocje przeszkadzały ci w obronie wioski.
Nie odezwała się. Wpatrywała się jedynie w swoje stopy, siedząc po turecku na ziemi.
- Wstawaj - podał jej rękę i postawił na nogi. - Będziemy ćwiczyć tak długo, aż w końcu mnie pokonasz. Trenujemy na poważnie od miesiąca, a ty nie zrobiłaś żadnych postępów. Ruszaj!
***
- Ej, Artur.
- Ej Annabeth - naśladował jej głos. Uderzyła go ścierką. - Sory. Musiałem. O co chodzi?
- Widziałeś się z Tiną albo z Mereciem?
Pokręcił głową.
- A ty?
- Też nie. Martwię się o nich.
- A o kogo ty się nie martwisz?
- O ciebie.
Zrobił urażoną minę i udał, że wyciera łzę.
- Nie martwisz się o swojego starszego braciszka?
- Jak to mówią, głupi żyją dłużej - uśmiechnęła sie łobuzersko.
- EJ! Odszczekaj to! - zaczął ją gonić.
- Nie ~ - zaśpiewała i schowała się za filarem. Właśnie sprzątali w świątyni, ponieważ Babcia wyszła, a nie chcieli jej przeszkadzać podczas modlitwy.
- Ann! Cho no tu! - złapał ją za rękę ale ona sie wyślizgnęła i pokazała mu język.
- Zmuś mnie.
- Ty mała!
Nieświadomie zaczęli się śmiać.
***
Kopnęła kamień, który odbił się od drzewa. Powtarzała w myślach słowa mistrza:
"Możesz się złamać i upaść, albo wstać i iść dalej. To twój wybór. Dopóki nie zdecydujesz, nie pokazuj mi się na oczy"
Uderzyła pięścia w drzewo i zacisnęła zęby tak mocno, że ją szczęka zabolała.
Była tam. Mogła to zrobić. Mogła ją uratować.
Zacisnęła oczy.
- Znowu się spóźniłam - skarciła samą siebie. - Znowu - uderzyła w drzewo. - Znowu - kolejne uderzenie. - ZNOWU! - ryknęła i oparła czoło o korę, dysząc głośno.
Było cicho. Ptaki nie śpiewały, drzewa nie szumiły. Wszystko zamarło. Miała już tego dość.
Obróciła się i oparła tym razem plecami. Zsunęła się powoli. Podwinęła kolana do brody i schowała twarz w rękach.
Aby nikt nie widział jej łez.
Tak masakrycznie krótkie rozdziały, nie powinny być nazywane rozdziałami O.O Szkoda, że takie krótkie, bo widać, że jakiś pomysł masz, ale to lekka przesadza :D Bo to chyba nie pamiętnik, czy jakieś zapiski?
OdpowiedzUsuńSpróbuję to poprawić :)
UsuńNastępny rodział będzie dłuższy! Dziękuję za uwagę ;)