czwartek, 26 maja 2016

ROZDZIAŁ 24 "LUDZIE SIĘ ZMIENIAJĄ"

- Więc? - zapytała Ann, wałkując ciasto na drewnianej desce. Cały stół, przy którym siedziała Kirra, huśtał się rytmicznie wraz z wałkiem.
- Co "więc"? - Kirra spojrzała na przyjaciółkę, która wywróciła oczami.
- Kiedy wyruszasz? - przewróciła ciasto z głośnym plaskiem.
- Nie wiem jeszcze - znowu zaczęła się bawić bransoletką. - Pewnie jutro.
- Jutro?! - podskoczyła Annabeth. Nagle poczuła, jak coś się przypala. - Kurczę! - krzyknęła i podbiegła do garnka. Wzięła łyżkę i szybko przewróciła chrusty, które z jednej strony były białe, a z drugiej brązowe.
- Przypaliły się?- Kirra spojrzała jej przez ramię.
- No - odparła i wróciła do wałkowania. - A spakowałaś się już?
- Nie, jeszcze nie - usiadła spowrotem. - Muszę jeszcze omówić mój trening z Fergnanem.
- Nie odpuści ci? - uniosła brew.
Brunetka pokiwała przecząco głową.
- Znasz go. Choćbym wyjechała na drugi koniec świata, on i tak będzie wiedział, kiedy nie ćwiczę - westchnęła teatralnie.
Annabeth wyjęła chrusty z garnka i ułożyła na talerzu.
- Kirra, posypiesz je cukrem? - wytarła ręce o fartuch i zawiesiła go na haczyku przy wejściu do kuchni. - Idę po truskawki. Zaraz wrócę - wybiegła i po chwili wychyliła się. - A i pilnuj ciasta.
- Tak, tak. Wiem.
- Lecę! - i znikła.
Kirra podeszła do blatu, na którym były trzy talerze i miska. Talerze były na chrusty, truskawki i ciasto, a miska na jagody.
Po co tyle jedzenia? Na Białą Noc. To jedyny dzień w roku, kiedy księżyc jest w pełni i znajduje się nad wioską. Mówi się, że to właśnie w ten wieczór Bejda pokonała Dayę.
To święto obchodzi się bardzo wesoło. Wszyscy tańczą i śpiewają wokół ogromnego ogniska w sercu wioski. Potem jest uczta i znowu taniec do rana. Ta noc wypada jutro.
Brunetka nie chciała opuszczać tego święta ale Pani powiedziała jej podczas śniadania, że jeden rok powinna sobie darować. Jedyne co może zrobić to pomóc przy przygotowaniach.
Nagle Kirra usłyszała, jak coś skwierczy. Zapomniała o chrustach!
- Nie, nie, nie, nie, nie - jęczała, kiedy szybko je wyjęła z wrzącej wody. Jakoś wyglądały.
Drzwi się otworzyły i weszła Annabeth z koszykiem pełnym czerwonych truskawek.
- Rozwaliłaś już coś? - zapytała, kiedy postawiła truskawki na blacie i umyła w beczce z wodą. Potem przełożyła je na talerz.
- Nie, nie - pomachała rękami Kirra. - Coś ty! Wszystko w porządeczku! - zaśmiała się nerwowo.
- Ta, jasne - nie zwróciła uwagi na słowa przyjaciółki  i ubrała spowrotem fartuch. - Powbijaj wykałaczki w truskawki i posyp je - poinstruowała Ann i zaczęła wycinać w cieście.
- Już, już.
- A, właśnie! Spotkałam Mereca.
- Tak? - Kirra spojrzała na nią katem oka. - Co . . .?
- Z Tiną? - dokończyła. - Nie za dobrze. Z nikim nie rozmawia. Cały czas pracuje. Merec mówi, że wychodzi przed wschodem słońca, a wraca o północy.
- Ale wie gdzie pracuje, prawda? - zapytała zmartwiona Kirra.
Pokiwała przecząco głową.
- Właśnie w tym problem. Nikt nie wie.
- A nie wystarczy się jej spytać?
- Kłamie.
Kirra zamarła z wykałaczką w ręce.
- Tina?
- Tak.
- Czy my na pewno rozmawiamy o tej samej osobie?
Przez chwile Ann milczała.
- Ludzie się zmieniają - stwierdziła cicho ale Kirra ją usłyszała.
Nagle przez drzwi wparował Artur z wielkim uśmiechem na ustach.
- HEJO! - przewiesił sobie ścierkę przez ramię i podszedł do blatu. - Jak tu pachnie! - krzyknął i nachylił się do garnka. - Mniam! Chrusty! - chciał zgarnąć jednego z talerza ale Ann uderzyła go w rękę łyżką. Jęknął i zaczął ją sobie masować.
- Nie jedz teraz, głupku! To na Białą Noc!
- Tylko jednego - błagał chłopak.
- Nie! Ma! Mowy! - kiedy blondynka się obróciła, szybko zabrał truskawkę i wpakował ją do ust.
- Słodkie . . . - szepnął do siebie. Wyglądał jak dziecko.
- Ej! Której części zdania "Nie jedz" nie zrozumiałeś? - sypnęła na niego mąką. On zrobił unik i zabrał garść chrustów.
- Muahahah - zaśmiał się i już biegł do wyjścia, kiedy zaczął krzyczeć - AŁ! AŁ! AŁ! Parzy!! - odłożył je szybko spowrotem.
- No naprawdę? - zapytała ironicznie Kirra. - Ciasto prosto z wrzącej wody jest gorące? Niemożliwe! - przewróciła oczami.
- Jaka cwana! - poskarżył brunet, dmuchając na swoje czerwone ręce.
- Z kim przystajesz, takim się stajesz - pokazała mu język.
- Własnie, Ann! - popatrzył na Annabeth. - Patrz co zrobiłaś!
- Ha?! - krzyknęła. - Że niby ja?!
- A kto?
- Artur, mimo wszystko jesteś idiotą - skomentowała Kirra.
- Zaraz, czekaj! Miałaś na myśli mnie?! - wskazał na siebie palcem.
- Refleks szachisty.

***

- ŁAP! - krzyknęła Annabeth i rzuciła Kirze piatą bluzę.
- Ann, - spojrzała na przyjaciółkę z jedną brwią uniesioną. - po co mi tyle rzeczy? To tylko parę dni.
- Przecież to nie jest dużo - odparła z głową w szafie.
Kirra spojrzała na górę ubrań i mały plecak, który chciała zabrać.
- Annabeth, nie potrzebuję tego wszystkiego.
- Co?! - momentalnie znalazła się przy niej. - A co jesli będzie padać?! Albo jak cię zaatakuje niedźwiedź?! Och, zapomniałam o kuszy! - już chciała wybiec ale brunetka ją złapała.
- Nic mnie nie zaatakuje - położyła jej ręce na ramionach, aby ją uspokić. - Poza tym, nie zmieszczę się do tego plecaka - wskazał go ręką.
- Oczywiście, że nie - Ann popatrzyła na nią jak na idiotkę. - przecież to plecak na prowiant.
- Ee?
- Nie puszczę cię w dzicz bez odpowiedniego wyposażenia! Co to to nie! - splotła ręce na piersi.
Kirra uderzyła się w czoło.
Co ja, na wojnę idę?!, pomyślała.
- Ann, ja wracam za jakieś dwa dni. Nawet nie zauważysz, że mnie nie ma - założyła jej kosmyk włosów za ucho.
- Ale ja . . . - odtatnie słowa powiedziała tak cicho, że Kirra usiała się jeszze bardziej schylić.
- Co mówiłaś?
- Chodzi o to, że my - zawahała się. Albo Kirze się wydawało, albo Ann naprawdę się czerwieniła. - my nigdy się nie rozstawałyśmy i . . . no wiesz . . . Ah . . . wiesz o co mi chodzi!
Jąkająca się Annabeth?, pomyślała do siebie brunetka. To niecodzienny widok.
- Owszem - przytuliła ją. - Nie martw się. Wrócę szybko.
Ann odwzajemniła uścisk.
- No ja mam nadzieję . . . idiotko.
---------------------------------------------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz