Nadszedł ten czas! 20 rozdziałów!
Chcę wam wszystkim podziękować za to, że jesteście ze mną, Kirrą, Ann i Arturem.
Bez zbędnego gadania, zapraszam do czytania! (Aż się zrymowało)
---------------------------------------------------------------------
- Żegnaj, Arturze! - krzyknęła do niego Tina, kiedy oddalał się w kierunku świątyni. Był już wieczór.
Ciemne chmury zasłoniły gwiazdy i księżyc. Było cicho.
- Trzymaj się! I pozdrów Mereca ode mnie jak się obudzi.
- Pewnie. Uważaj na siebie! - miała coś dodać ale jej głos zagłuszyła nagła błyskawica, która przecięła niebo. Następnie lunął deszcz, rozmywając obraz dziewczyny.
- Co powiedziałaś?! - krzyknął przez ulewę.
- Powiedziałam, że . . .! - odkrzyknęła ale kolejna błyskawica jej przerwała. Poddana, machnęła ręką i zamknęła drzwi.
Artur postanowił, że zapyta ją o to jutro. A teraz musi szybko dotrzeć do świątyni. Nie minęła minuta i już jest przemoczony do suchej nitki.
***
Kirra stała pod drzewem, kiedy się rozpadało. Twardość kory na plecach sprawiał, że nie myślała o tym, jak bardzo boi się ciemności. Szczególnie, gdy jest sama.
I co teraz?, pomyślała. W rękach trzymała tkaninę, którą dostała od Szili - tutejszej tkaczki. Zrobiła ją specjalnie dla Babci z okazji zbliżających się urodzin.
Nie chcę jej zniszczyć. Przytuliła materiał do piersi. Westchnęła. Nie zostało mi nic innego, jak po prostu czekać.
Nie należała do osób najcierpliwszych, o czym wiedział każdy, kto został z nią zamknięty w poczekalni do domu Margaret. Miała wtedy straszny katar.
Patrzyła w niebo i liczyła minuty. Zawsze jakieś zabicie czasu.
Kiedy jej sie to znudziło, zaczęła nucić piosenkę, którą często śpiewały z Ann. Chwilę później już śpiewała.
Chorałem dzwonków dzień rozkwita,
jeszcze od rosy rzęsy mokre,
We mgle turkocze pierwsza bryka,
Słońce wyrusza na włóczęgę.
Drogą pylistą, drogą polną,
Jak kolorowa panny krajka,
Słońce się wznosi nad stodołą,
Będziemy tańczyć walca...
A ja mam swą gitarę - przerwała, kiedy usłyszała cichy jęk. Włoski jej się zjerzyły na rękach.
Nie wydawało mi się, prawda?, pomyślała szybko. Głos w jej głowie mówił, aby skuliła się pod drzewem, zamknęła oczy i zatkała uszy. Ale nie posłuchała go. To była dawna ona. Teraz się zmieniła.
Zrobiła niepewnie krok w stronę, z którego usłyszała jęk.
- NIE! - wykrzyczał błagalnie wysoki, kobiecy głos. Następnie było słychać, jakby coś zostało złamane, a potem opada na ziemię.
KAP KAP KAP
Powoli wychyliła się za drzewo.
KAP KAP KAP
Kirra nie wiedziała czy to odgłos deszczu ale już zapomniała, że stoi w ulewie. Zapomniała, że tkanina, którą upuściła, leży w błocie. I nawet o tym, że boi się ciemności.
Bo teraz liczyło się tylko to, czego właśnie była świadkiem.
***
- Ej, Annabeth - pomachał jej ręką przed oczami. - A tobie co?
- Nic - nie odrywała wzroku od okna, kiedy razem siedzieli w pokoju Artura. Ann na parapecie, a on na łóżku.
- To, że będziesz próbowała siłą umysłu zatrzymać deszcz, nie pomoże.
- Nie tracę nadziei.
- Właśnie widzę.
- Czemu jej jeszcze nie ma? - zapytała bardziej siebie.
- Bo pada - odpowiedział.
- No co ty gadasz? - przewróciła oczami. - Nie zauważyłam.
- Dlatego ja tu jestem - powiedział, kładąc się na kołdrze.
Ann nie miała już siły z nim gadać. Od rana miała jakieś złe przeczucie, które teraz osiągnęło zenit.
Bez słowa zeszła z parapetu i skierowała się w stronę wyjścia. Nie zatrzymała się na pytania Artura. Coś jest nie tak. I ma to coś wspólnego z Kirrą.
- Ann! - złapał ją za nadgarstek. - Gdzie idziesz?!
Stali już przed drzwiami na zewnątrz. Krople uderzały w drewniane drzwi.
- Po Kirrę! Czy to nie oczywiste?! - wyrwała mu rękę.
- Zgłupiałaś? Chcesz tam iść? - wskazał reką na drzwi.
Annabeth już miała mu się wydrzeć w twarz ale on dodał:
- I to beze mnie? - uśmiechnął się.
Po chwili Ann odwzajemniła uśmiech.
- Dobra, idziemy!
---------------------------------------------------------------------
Koniec! I jak wyszedł deszczowy rozdział?
Czy ktoś kojarzy Krajkę z czasów harcerstwa?
Wracam nie długo z kolejnym rozdziałem!
Pozdrawiam BoiledSweet :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz