sobota, 3 października 2015

ROZDZIAŁ 10 "JESTEM TU"

- Paniczu, wszystko w porządku?! - wykrzyczała Margaret, łapiąc Artura za ramiona. Mistrz Fergnan niewzruszony spoglądał na chłopaka swoimi szarymi oczami. Kitka z jego siwych włosów była zaciśnięta bardzo mocno, przez co ostre rysy twarzy Mistrza fechtunku były jeszcze bardziej wyraźne.
- Paniczu! Proszę oddychać! Oddychaj! Nie idź w stronę światła! - panikowała staruszka.
- Spokojnie. Nic mu nie będzie. Chwilę pojęczy i się wyliże - mruknął mistrz. Margaret posłała mu wściekłe spojrzenie.
- Ty się lepiej nie odzywaj, wredoto!
- No nie no, znowu? - wyszeptał Artur. Kobieta spojrzała na chłopaka. Odwróciła go na brzuch i podniosła koszule, która zasłaniała bandaże i przejechała delikatnie palcami wzdłuż jego kregosłupa. Artur powstrzymywał się, by nie skrzywić się z bólu.
- Czy boli w miejscu gdzie dotykam? - zapytała.
- Nie. Już nie boli - skłamał Artur i wymusił uśmiech. Nie chciał wszystkich zamartwiać.
- Łże - zabrzmiał surowy głos Mistrza Fergnana. Artur uśmiechnął się smutno pod nosem.
- Nigdy cię nie oszukam, czyż nie? Staruszku?
Mistrz Fergnan zrobił się czerwony jak burak. Bynajmniej nie zawstydzony, lecz wściekły.
- Ups...
- Heh, - wtrąciła Margaret ze złośliwym uśmieszkiem - wreszcie ktoś dostrzegł twoje zmarszczki, stary koniu. - mówiąc to oparła ręce na biodrach.
- Przygadał kocioł garnkowi - pomyślał chłopak. Znowu usłyszał głośne kroki. Przez drzwi wpadła Klare.
- Co do diaska?! - krzyczała. - Cóż wy tu robicie?! Słychać was aż na polu! - mimo, że kobieta wrzeszczała na cały pokój, nikt nie zwracał na nią uwagi. Margaret i Fergnan się kłócili, a Artur patrzył na nich i mamrotał coś pod nosem. - Ejta! Wy mnie słuchacie?! - mówiąc to podeszła do dwóch przedstawicieli starszego społeczeństwa i zaczęła się z nimi wykłócać. Teraz pokój Artura przypominał bazar.
- Zaraz się zleci cała wioska - mamrotał lekko zirytowany Artur. - Brakuje nam tu tylko bydła...
I jak na zawołanie zza framugi drzwi wyjrzała świńska głowa. Wszyscy skierowali swoją uwage na nowego... gościa.
- To ja może się prześpie.. - dodał chłopak i położył się zakrywając głowę kołdrą.
- Co to ma być do diaska?! - wrzeszczała Klare. Po chwili zza drzwi wyszła męska sylwetka ze świńską głową wykonaną z gliny i pomalowaną na różowo.
- Zdejmiecie to ze mnie?! - zabrzmiał głos pod hełmem, a ręce siłowały się z nim.
Klare od razu poznała głos swojego sąsiada, Jolta. Podobnie jak w przypadku Margaret i Mistrza Fergnana nie przepadają za sobą, mimo tego samego wieku.
- Co ty odwalasz, palancie?! - chwyciła mocno za jego głowę i zaczęła ciągnąć za glinianą pułapke, przy okazji wykręcając Joltowi kark.
- Hej! Delikatnie! - wołał męźczyzna. Jednak Klare nie przestawała.
- W tej łepetynie i tak nic nie ma, więc nic Ci się nie stanie.

***

- Ałaaaaaaa! Przestaaaań! - rozległ się krzyk. Kirra nie mogła określić czy jest to głos kobiety, czy męźczyzny. Upuściła naczynie i ruszyła w kierunku, z którego dobiegał krzyk. Wpadła przez drzwi i osłupiała. Ciocia Margaret (tak zazwyczaj nazywaja ją Annabeth i Kirra) i Mistrz Fergnan
wykłócali się o to kto starzej wygląda, Klare ciągnęła za głowę jakiegoś faceta, który postanowił przebrać się za świnie, a Artur leżał na swoim łóżku owinięty w kokon i chyba spał.
- Trafiłam do cyrku? - wyszeptała bardziej do siebie, bo w tym momencie nikt jej nie słuchał.
Nagle rozległ sie trzask. Ktoś rzucił puduszką, która przeleciała przez cały pokój przy okazji przywalając Joltowi. Ten opadł, a jego ozdoba roztrzaskała się o podłoge w drobny mak. Wszyscy zgromadzeni-nawet Artur się obudził-spojrzeli na małą, blond włosą dziewczyne, która stała w koncie pokoju.
- Wy - syknęła przez zęby. - DO DOMU! ZA KOGO WY SIĘ MACIE ŻEBY PRZERYWAĆ MI SEN?! WYJAZD! - Annabeth wypchnęła wszystkich za drzwi i zatrzasnęła je z hukiem. Kirra ledwo mogła wytrzymać pokusę, aby nie przytulić przyjaciółki. Ann wzięła wdech i podeszła do niej. - Hej, czemu płaczesz?
Dopiero teraz Kirra poczuła łzy, które spływały jej po policzkach. Ann stanęła na palcach i przytuliła ją. Kirra rozpłakała się na dobre.
- Już dobrze - powiedziała Annabeth. - Jestem tu. Nie odejdę.
Artur wstał i objął je. Oparł brodę na główie Kirry. Stali tak chwilę wtuleni w siebie. W ciszy.
--------------------------------------------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz