Kobieta wypiła cały kubek na raz i westchnęła z ogromnym uśmiechem.
- Dzisiaj się będzie działo! - odstawiła pusty kubek na stół. - Podobno w tym roku ma być jakaś super niespodzianka! Chłopy coś przygotowały. Jestem taka ciekawa, co te głąby wymyśliły! A ty, Annabeth? - spojrzała na blondynkę, która spokojnie piła swoją herbatę. Odłożyła powoli kubek i spojrzała na swoją rozmówczynię.
- Ja również.
- Hejta, Ann. - Klare wstała i poczochrała czule włosy dziewczyny. - Coś zdecydowanie jest nie w porządku. Czyżby to Nasza wojowniczka siedziała Ci w głowie?
- Co?! Nie! Oczywiście, że nie - zerwała się z krzesła. Niechcący uderzyła kolanem w stól i rozlała herbatę. - Kurczę - poszła szybko po szmatkę i wycierając stół, dokończyła:
- Jest już duża i odpowiedzialna. Da sobie radę.
- Co ty nie powiesz? - zapytała Klare z uśmieszkiem. Wiedziała, że Annabeth jest bardzo nadopiekuńcza i wrażliwa, chociaż rzadko daje to po sobie poznać. Teraz, kiedy Kirra opuściła wioskę, blondynka nie potrafi tak łatwo ukrywać swoich emocji. Wyprawa Kirry może wpłynąć pozytywnie nawet na Annabeth.
Dziewczyna nerwowo wycierała czysty już stół. Klare postanowiła, że się zmyje. Ann musi chwilę pobyć sama.
- Nieważne! - Klare założyła ręce za głowę i wyszła. - Widzimy się wieczorem! - krzyknęła, zanim drzwi się za nią zamknęły.
***
Tina tarła białym obrusem o tarę, chlapiąc wodą na boki. Wytarła nadgarstkiem czoło i wyjęła materiał z wody. Wytrzepała go i przewiesiła przez sznurek.
- Siostro! - krzyknął Merec z domu. - Widziałaś gdzieś moje buty?!
- Tak! - odkrzyknęła. - Są w moim pokoju! Podeszwy Ci odpadały, więc je przyszyłam! Uważaj na nie!
- Dobrze! Dzięki siostro! Idę z Alem i Hubim na pole! - usłyszała otwierające i zamykające się drzwi.
- Tylko wróć przed zmrokiem! I nie rozmawiaj z nieznajomymi!
- Wiem przecież! - odkrzyknął z oddali chłopak. Dziewczyna westchnęła i wylała brudną wodę z miski. Opuściła rękawy bluzki, a potem zamiotła dom. Kiedy skończyła, usiadła przy stole w kuchni i spojrzała przez otwarte okno na zachodzące, pomarańczowe słońce.
Dom Tiny i Mereca znajdował się na wzniesieniu, na skraju wioski. Byli najbliżej lasu, więc często ich matka chodziła tam na grzyby, bądź jeżyny.
Dziewczyna spojrzała na las, który był oświetlony przez słońce. Myślała o wszystkim, co ją i jej rodzinę spotkało w ciągu kilku dni. Choroba Mereca, śmierć jej matki, problemy w związku ze znalezieniem pracy. To wszystko siedziało w jej głowie. Mimo, że mieszkańcy wioski pomagali im z całych sił, źle się z tym czuła. Nie mogą przecież żyć czyimś kosztem! Jej matka też taka była. Nie chciała nikogo martwić, przepracowywała się i tym samym często chorowała.
Teraz Tina rozumiała to, co czuła jej matka przez te wszystkie lata. Mimo, że było ciężko, zawsze się uśmiechała i znajdywała szczęście w małych rzeczach. Dziewczyna nadal pamięta, jak wracała w środku nocy z pracy, wyczerpana i zmęczona, ale i tak szła do pokoju Tiny i Mereca i całowała ich w czoła, życząc dobrej nocy. Czasem zostawała aby popatrzeć na nich, jak śpią. Tina zawsze czekała, aż wróci z domu. Udawała, że śpi, aby nie martwić mamy.
To było tak dawno, ale jej się wydawało, że to było wczoraj.
Nagle zerwał się ostry wiatr. Drzewa szumiały głośno, a okna zaczęły się otwierać i zamykać pod jego wpływem. Tina wstała, zamknęła je i wybiegła z domu. Merec był po chorobie, więc wolała go odprowadzić do domu.
Kiedy wyszła, wiatr wiał niemiłosiernie. Włosy zachodziły jej na twarz, a sukienka przylgnęła do niej. Tina związała włosy w kitkę i ruszyła w stronę rezydencji. Przed nią znajduje się duży plac, na którym często bawią się dzieci.
- Merec! - krzyknęła, kiedy poczuła piasek w oczach i zamknęła je.
- Siostro! Tutaj jestem! - odkrzyknął chłopak. Tina przetarła oczy i spojrzała przed siebie. Pod dachem rezydencji stał Merec i jeden chłopiec. Miał blond włosy i ciemne oczy.
- Chodź! Idziemy do domu! - wyciągnęła do niego rękę. Podbiegł do niej i złapał jej dłoń.
- A czy Al może iść z nami? - wskazał na blondyna. - Jego rodzice jeszcze nie wrócili, a nie chce być sam.
- Dobrze - skinęła głową. - Al! Chcesz iść z nami?! - krzyknęła do chłopaka, który nieśmiało podszedł do nich. Chwyciła go za rękę i skierowali się w stronę domu.
Minęli stół na Białą Noc. Klare i inni mężczyźni z wioski budowali wokół niego namiot, który mógłby choć trochę uchronić go przed wiatrem. Za około dwie godziny zaczyna się święto.
Kiedy doszli do domu, Tina zamknęła drzwi i postawiła przed nimi belkę.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem tak wiało - Merec usiadł na stole, a Al oparł się o niego. - Dziwne. Kiedy wychodziłem, niebo było czyste. Ani jednej chmurki - zastanawiał się na głos.
- Niedługo jesień - stwierdziła Tina. - To normalne, że się ochładza.
Nagle poczuła, że ktoś ją obserwuje. Coś przebiegło po dachu. Chłopcy najwyraźniej nic nie zauważyli. Dziewczyna nie była pewna, czy to zwierzę, czy może . . .
- Marec, Al - zwróciła ich uwagę na siebie. - idźcie do pokoju i nie wychodźcie dopóki was nie zawołam, rozumiecie?
- Siostro? - zapytał zaniepokojony Merec.
- Zróbcie to co powiedziałam. Już! Do pokoju! - chłopcy pobiegli, słysząc jej szorstki głos. Zatrzasnęli drzwi, a Tina wzięła do ręki nóż kuchenny. Schowała go za pasek spódnicy i wyszła powoli, zamykając dom. Przylgnęła do ściany. Kiedy usłyszała ruch na dachu, odbiła się od niej i wycelowała nóż w stronę strzechy.
Wypuściła z sykiem powietrze i opuściła ostrze, jak zobaczyła lisa stojącego pośrodku daszku. Patrzył na nią swoimi błękitnymi oczami, a biała sierść falowała niczym wzburzone morze.
Przez chwilę poczuła strach. Nagle zmroziło jej krew w żyłach.
Przecież, pomyślała, zwierzęta nie mogą przechodzić przez barierę. A to oznacza . . .
Odwróciła się, kiedy usłyszała za sobą kroki. Nikogo tam nie było. Tylko drzewa. Obróciła się, a przed nią stał barczysty mężczyzna w masce niedźwiedzia. Był wysoki na jakieś dwa metry, i silnie zbudowany. Za ubiór służyła mu skóra tego niedźwiedzia, a w ręce trzymał ogromny topór.
Tina chciała wrzasnąć, ale strach sparaliżował każdy centymetr jej ciała.
Czy to demony? Tak wyglądają?Samo patrzenie w oczy potwora wywoływało w niej panikę i przerażenie. Demon uniósł topór i upuścił. Tina w ostatniej chwili przywołała się do porządku i uskoczyła na bok. Ciężka broń wbiła się w ziemię w miejscu, gdzie przed chwilą stała. Serce waliła jej jak młot, a oddech znacznie przyśpieszył. Zanim zdążyła odsapnąć, kolos znów na nią ruszył. Tym razem od boku. Uderzył ją ramieniem, przez co poleciała parę metrów do góry i opadła ciężko na ziemię.
Plecy ją piekły, a kostka paliła się ogniem. Przewróciła się na brzuch i spróbowała się podnieść na łokcie. Zaczęła kasłać i się dusić. Kiedy skończyła, wytarła usta ręką i wstała. Noga ją bolała, a cały świat wirował, ale nie mogła teraz opaść z sił. Jeśli ona nie przetrwa, zrobią coś Merecowi. ona nie może go stracić. Tego by już nie zniosła.
- Tragen - przemówił lis, który przez cały czas przyglądał się wszystkiemu z dachu.
Kolejny demon?!, spanikowała Tina.
- Nie mamy czasu na małpy - zeskoczył i z gracją przeszedł przed Tina, która z oburzeniem zdawała sobie sprawę z tego, że cholerny lis nazwał ją małpą.
Kolos tylko skinął głową i spojrzawszy po raz ostatni na Tinę, ruszył za lisem w stronę wioski.
Dziewczyna opadła na kolana i nawet nie zauważyła, że płacze. Ze strachu ale też i z bezsilności. Powinna była teraz biec za nimi, zatrzymać ich, zawiadomić wszystkich. Walczyć.
Ale nie mogła. Obiecała sobie, że nie ważne co, obroni brata. Za wszelką cenę. Nie ważne, jak wiele przez to ucierpi.
Ochroni go.
---------------------------------------------------------------------
Bardzo mi przykro, że przez tak długi czas nie było Kłódki! Przez pewien czas skupiłam się na innych moich opowiadaniach oraz dopracowywałam Kłódkę. Mimo wszystko, jestem zwyczajną amatorką i często znajduję niedociągnięcia w moich opowiadanich. Dlatego bardzo dziękuję za miłe komentarze ale proszę też o wypominanie mi literówek, bądź błędów. Byłabym bardzo wdzięczna!
Pozdrawiam BoiledSweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz