sobota, 9 maja 2015

ROZDZIAŁ 2 "NIEPROSZONY GOŚĆ"

Nagle usłyszeli wściekły ryk. Potem głośny tupot, jakby stado nosorożców pędziło do sadu. Dźwięk był coraz bliżej i bliżej aż przed nimi stanęła drobna postać. Dziewczynka z długimi po pas blond włosami w długiej sukience na ramiączkach sięgającej po kolana. Odezwała się wysokim głosem.
- Co wy tu robicie? Artur? Kirra? - spojrzała na nich po czym skierowała wzrok na złamane drzewo. 
- Moja Alicja! - wykrzyczała przez łzy, a następnie rzuciła się do biegu w ich kierunku. Przytuliła się do drzewa. Kirra poczuła na sobie zimne spojrzenie jej piwnych oczu. - Co wy jej zrobiliście?!? Połamaliście gałęzie mojej ukochanej Alicji?!
- To nie to co myślisz, Annabeth - wyjęknął Artur do drobnej dziewczyny. Rozległ się dźwięk uderzenia. Kirra i Artur trzymali się za głowy gdzie zostali walnięci gałęzią przez Annabeth.
- Co ja się z wami mam! Jesteście ode mnie starsi o rok, a Artur nawet o trzy lata i zachowujecie się jak banda dzieciaków! - Kirra i Artur spuścili głowę jak dzieci dostające ochrzan od rodziców. -Biegacie z samego rana i krzyczycie na całą osadę! - wskazała palcem na Kirre. - Ty, przyszła kapłanka i przywódczyni naszej osady, zastępczyni Babci, paradujesz w koszuli nocnej krzycząc na cały głos! Nie wspominając już, że na boso! Masz dawać przykład i przynosić nam, swoim ludziom, dumę, a nie wstyd. - skierowała groźne spojrzenie na Artura, który próbował wtopić się w tło. - A ty, rycerz na piątym roku nauki! I co? Łamiesz moje drzewa i myślisz, że Ci to ujdzie na sucho? O nie, mój drogi! Mistrz Fergnan o wszystkim się dowie! - chłopak drgnął na myśl o tym, że dostanie dodatkowy wykład mistrza fechtunku, którego jest uczniem. Annabeth wzięła głęboki wdech. 
- Dobra. Koniec ochrzanu-powiedziała spokojnym głosem. - Tym razem wam wybaczę ale to już ostatni raz. Teraz wracajmy do roboty. Kirra, pomóż mi zrobić śniadanie, a ty Artur, narąb trochę drewna do pieca - mówiąc to ruszyła w kierunku kuchni, która znajdowała się w osobnym domku. Za nią ruszyła pośpiesznie Kirra. Weszła przez skrzypiące, stare drzwi do małego domku o drewnianych ścianach i słomianej dachówce, z której wystawały dwa kominy. W środku były dwa piece i trzy szerokie blaty z drewna. Metalowe garnki były wymyte i przygotowane do użytku. Dziewczyna podeszła do blatu, na którym leżały różne składniki, takie jak marchewka, ziemniaki, pieprz i wiele innych. Zabrała się do gotowania. Nie była w tym najlepsza ale jak to mówią "trening czyni mistrza" więc daje z siebie wszystko.

***

Tymczasem Artur rąbał drzewo gdzieś dalej w głębi lasu. Westchnął głęboko ocierając  nadgarstkiem kropelki potu z czoła. Słońce było już wysoko nad jego głową.
- Lepiej się pośpieszę i dostarczę im to drewno, bo znowu mi się oberwie - pomyślał. Nagle poczuł czyiś wzrok na sobie. Nie spodobało mu się to z racji, że rzadko ktoś wybiera się do lasu na spacer aby powąchać kwiatki. Powoli spojrzał na swoje ręce i zacisnął je na siekierze. Mistrz Fergnan uczył go, że kiedy wyczuje czyjąś obecność nie może tego po sobie pokazać. Udając niezainteresowanego wrócił do rąbania drzewa. Dyskretnie spojrzał za siebie i na drzewa szukając nie proszonego gościa. Zauważył błysk w koronie drzew i lecącą w jego stronę strzałę. Chwycił siekierę zamachnął się, a następnie odbił jej ostrzem strzałę w inną stronę. Wbiła się w ziemie. Artur spojrzał na nią, a następnie szybko odwrócił wzrok ku drzewu, z którego przyleciała strzała. Nikogo tam nie było. Przegryzł wargi.
--------------------------------------------------------------------
Następny rozdział! Zapraszam do czytania. 
Pozdrawiam BoiledSweet^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz