czwartek, 24 marca 2016

ROZDZIAŁ 17 "TEŻ SIĘ MARTWIĘ"

Minął tydzień. Kirra codziennie biegała przez parę godzin wokół wioski. Czasami z Arturem, a czasami sama. Dopiero teraz Kirra zauważyła jak Artur jest zajęty. Cały czas pomaga ludziom z wioski albo wypełnia zadania Fergnana. Mimo to, zawsze jest pełen energii w świątyni.
Kirra przez ten tydzień też była bardzo zajęta. Czasami Mistrz przychodził do niej i dawał jej nowe ćwiczenia albo rady. Często ją przy tym beształ ale ona wiedziała, że to dla jej dobra. Starzec okazał się całkiem miły. 

- Martwię się o nią - wyszeptała Annabeth. Artur zaniósł Kirrę do łóżka i teraz oboje siedzieli na przeciwko siebie przy stole w kuchni. Przed sobą mieli talerze z rybą, a w miskach ryż.
- Pszechadzasz - odpowiedział chłopak z ustami pełnymi jedzenia. - Bedzchie dobche. Jecht silnua.
Przełknął wreszcie ostatni kawałek ryby. Spojrzał na swój pusty talerz i pełną miskę ryżu Ann. Po chwili zapytał:
- Będziesz to jadła? - wskazał palcem jedzenie.
Annabeth już nie wytrzymała. Cała aż się trzęsła ze złości.
- TY GŁUPI IDIOTO! - wstała i rzuciła w Artura miską. Ta uderzyła chłopaka w twarz. Na chwilę się przylepiła, a potem opadła. Na jego twarzy pozostały pojedyncze ziarenka ryżu.
Jeszcze słyszał jak przyjaciółka idzie głośno do drzwi  i zamyka je z trzaskiem.
Artur zdjął z nosa ryż i włożył do ust. 
- Ja też się martwię - wyszeptał.

- Arturze! - zawołała go Tina. Jest trochę starsza od chłopaka. Mieszka na skraju wioski z matką i bratem. Jej rodzina jest bardzo chorowita, dlatego często mają problemy.
- Ach. Hej Tina.
Podbiegła do niego.
- Przepraszam, że przeszkadzam.
- Nie. co ty. Właśnie miałem iść do świątyni podręczyć Ann. Ale to może poczekać. W czym mogę ci pomóc?
- Chodzi o to, że ... - zaczęła bawić sie palcami. - Marec zachorował.
- Znowu? Jeny! Co z nim?! Ma przynętę na choroby, czy co?! W każdym razie, jak się ma?
- Nie najplepiej. Ale Margaret powiedziała, że się wyliże. 
- Rozumiem, to dobrze. 
- A jako, że mama pracuje, ja się nim zajmuję i nie mam czasu, aby pójść po zioła dla niego. 
- I chcesz żebym ci je przyniósł?
Tina zaczerwieniła się. Przytaknęła głową nieśmiało.
- Nie ma sprawy! - odpowiedział z uśmiechem. - Powiedz mi tylko gdzie rosną i jak wyglądają. 
- O tam - wskazała na las za Arturem. - Musisz iść wzdłuż rzeki. nie przegapisz jej. Na końcu jest polana, gdzie rosną różne zioła. Bliriesz, to zioło podobne trochę to tulipana. Tylko jest większe i pachnie trochę jak . . . truskawka.
- Truskawka?! Pierwsze słyszę o takim ziele!
Zaśmiała się. 
- Tak, jest bardzo rzadkie. Ale z tego co wiem od Margaret, tylko tam rośnie. Nigdzie, przynajamniej do bariery, nie rośnie.
- Okej. To ja lecę! Wpadnę do was potem - odkrzyknął i pobiegł w stronę lasu. Usłyszał jeszcze, jak Tina mu odkrzykuje: Dziękuję!  

- Emmm. To nie. To też nie. - mówił do siebie oglądając poszczególne tulipany. - Żadne z nich nie jest tak duże jak mówiła Tina, ani nie pachnie jak truskaw . . . - nie dokończył, bo nachylił się nad kolejnym kwiatem. - JEST! Nareszcie! Wyrwał go i obejrzał się dookoła. Słońce już zachodziło. Niebo było różowo - pomarańczowe. 
Dobra, wracam, pomyślał.
Nagle usłyszał szelest.
---------------------------------------------------------------------

środa, 16 marca 2016

"Zaćmienie" Rozdział 14

Zaczęły schodzić schodami. Mimo, że nie było żadnej pochodni ani świecy, było bardzo jasno. To pewnie zasługa słońca, które oświetla całą Florte. Kroki Miry i Cathrine odbijały się echem kiedy zeszły na dół. Stały przed dużymi, drewnianymi drzwiami z zardzewiałą klamką. Mira pchnęła drzwi i pociągnęła Cathrine za sobą.
Dziewczynę uderzył przyjemny zapach curry, bazyli i pieczonego mięsa. Weszły do kuchni o kamiennych ścianach i drewnianych stołach. Na niskim suficie, na haczykach, wisiały garnki i patelnie, w które prawie uderzyła. Po pomieszczeniu krzątali się mężczyźni i kobiety w różnym wieku w białych ubraniach. Wykrzykiwali do siebie polecenia. Niektórzy kroili warzywa jedną ręką, a drugą mieszali w garnku.
Pat nie kłamał kiedy mówił na lekcjach, że Florcjanie to świetni kucharze, pomyślała. Uśmiechnęła się jak zobaczyła mężczyznę, który miał metr dziewięćdziesiąt i schylał się jak najniżej żeby nie nabyć sobie guza.
- To nasza kuchnia. Tutaj nasi kucharze przygotowywują posiłki dla rodziny królewskiej i szlachciców, którzy mieszkają teraz z królową. - spojrzała na kucharzy.  - Chodźmy już. Są bardzo zajęci.
- Zajęci? Dlaczego?
Mira ściszyła głos i nachyliła sie do Cathrine.
- Za tydzień przyjeżdża król Marcus z wizytą. Zaprosił królową na bal, który nie długo się odbędzie w Hedner. Pewnie o nim słyszałaś.
Cathrine pokiwała głową. Nie chciała nic mówić, bo bała się, że jak się odezwie to Mira nic jej nie powie.
- Więc, przyjeżdża na jedną noc, a następnego ranka zabiera królową ze sobą do swojego pałacu. Słyszałam plotki, że chce się oświadczyć królewskiej mości! - Dziewczyna prawie piszczała z podekscytowania. Nie wiedziała jaki Marcus jest naprawdę. Niestety zadbał o to, żeby nic co się dzieje w Hedner, nie wyciekło do innych krajów. Cathrine uśmiechnęła się, aby Mira nie wyczuła jej nienawiści do króla.
- Rety! Nie wiedziałam! To świetne wieści - dodała Cathrine.
- Ćśśśśś! - zakryła jej usta ręką Mira. Rozejrzała się na około i popatrzyła Cathrine w oczy. - Nikomu o tym nie mów! To tajemnica!
Dziewczyna pokiwała głową na znak, że nic nie powie, a kiedy Mira zabrała ręce, udała, że zamyka swoje usta i wyrzuca kluczyk. Blondynka wybuchła śmiechem i wzięła ją za rękę. Ruszyły do drzwi, które stały z tyłu kuchni.

---------------------------------------------------------------------

"Zaćmienie" Rozdział 13


- Dostawa z Hedner. - to wszystko co powiedział woźnica. Po chwili strażnik otwarł bramę i kopyta koni zaczęły uderzać w kamień.
Cathrine podniosła się i wyjrzała za okno. Przez chwilę jechali pod bramą, a potem wyjechali przed pałac. Przed, jak i za nim rozciągały się piękne, kolorowe ogrody. Przez nie przebiegały kręte chodniczki z ławkami po bokach.
Sam pałac świecił się niczym kryształ. Odbijał światła słońca i tworzył jasną poświatę na tle błękitnego nieba. Pałac miał jedną dużą wieżę po środku i dwie małe po bokach. Miały szpiczaste, srebrne dachy, a na ich szpicach znajdowały się złote konie trzymające fioletowe flagi ze skrzydłem. Flaga Florty.
Na trawniku i na ławkach siedziały kobiety w pięknych długich sukniach. Jedne czytały, drugie rozmawiały. Koło nich i pod murem stali strażnicy.
Wokół biegały dzieci w równie ozdobnych strojach co kobiety. Młodsi gonili owady, albo siebie nawzajem. Jeden chłopiec siedział dalej na ławce i czytał książkę.
Powóz zatrzymał się za zamkiem przed schodami w dół. Cathrine wysiadła i po chwili usłyszała jak ktoś idzie po kamiennych stopniach.
- Witaj. - powiedziała dziewczyna. Podeszła do niej i uśmiechnęła się przyjaźnie. Była niska i drobna. Wyglądała na piętnaście, może czternaście lat. Miała na sobie bordową sukienkę do kolan z długimi rękawami. Na szyi zawiązała biały fartuch, który był trochę ubrudzony mąką. Blond włosy spięte w ciasny kucyk. Duże oczy o barwie złota i różowe usta. - Ty musisz być Elizabeth? Nowa służąca?
Na czas trwania misji Cathrine przybrała imię Elizabeth Clare, młodej córki praczki w Hedner. Jej matka zachorowała i nie może pracować, więc ona postanowiła zarabiać jako służąca we Florcie i wysyłać jej pieniądze. Tak ma wszystkim mówić.
- Tak, to ja. A ty jesteś..?
- Ach! Wybacz! Zapomniałam się przedstawić! Jestem Mira. Miło mi cię poznać. - wytarła rękę o fartuch i podała ją. Cathrine ją uścisnęła delikatnie. Dziewczyna miała takie małe ręce, że bała się, że je zmiażdży, jeśli zrobi to mocniej.
- Mi ciebie również, Miro. - odwzajemniła uśmiech blondynki, który ani na chwilę nie znikł z jej twarzy.
- Chodźmy! Oprowadzę Cię! - Mira pociągnęła ją za sobą w stronę przejścia.
---------------------------------------------------------------------

wtorek, 15 marca 2016

ROZDZIAŁ 16 "TRENING"

Zobaczyła jak ktoś się nad nią pochyla. Kiedy obraz się jej trochę wyostrzył, zobaczyła starą twarz ze zmarszczkami Mistrza Fergnana.
- Pomóż jej - powiedział do Artura i odsunął się. Chłopak nachylił się nad nią.
Nagle Kirra poczuła, że coś obślizgłego chodzi jej po szyi. Momentalnie się zerwała i uderzyła z impetem w czoło Artura. Jęknęli i złapali się za głowy.
- Wy jednak jesteście głupi - skomentował starzec.
- Hej! Kirra! Co to miało znaczyć?! Czemu mi przywaliłaś?! - zapytał Artur, wciąż masując czoło.
- Przepraszam. Poczułam jak coś mi chodzi po szyi.
- Nie dziwię się. Jesteśmy w lesie, a ty wyglądasz jakbyś spotkała równocześnie huragan, powódź i lawinę. - wyjął z jej włosów liść i wyrzucił go w bok.
- Skoro już skończyliście - zagrzmiał niski głos Mistrza. - to czy moglibyśmy zacząć?
- Tak - odpowiedzieli razem.


- Mam dość! - wysapała i oparła ręce na kolanach. Słońce świeciło i było bezwietrznie, więc Kirra czuła się jak w piekle.
- Hej! Kirra! Ruszaj się! Jeszcze cztery kółka wokół wioski! - wykrzyczał do niej Artur. Mimo że, tak jak dziewczyna, biega już od kilku godzin nie ma na sobie ani kropelki potu.
- Nie ... dam ... rady ...
Myślała, że będą zaczynać od broni czy tym podobne. A zamiast tego cały czas biega, zatrzymuje się aby zrobić sto pompek i przysiadów, a potem wraca do biegania.
Chłopak dobiegł do niej i zaczął truchtać w miejscu.
- Uff. Biegam od paru godzin i jeszcze nawet się nie zmęczyłem.
Musi coś dodawać do swoich płatków, inaczej to nie możliwe, pomyślała dziewczyna.
- No już! Im szybciej skończymy, tym szybciej pójdziesz na obiad.
- Obiad? - nie jedli od dawna, a żołądek Kirry odmówił współpracy godzinę temu. Na samą myśl o jedzeniu zaburczało jej w brzuchu. Podniosła się i ruszyła przed siebie. Piekły ją stopy, a płuca paliły się ogniem.
Co to za trening?!, pomyślała. Chcą mnie odwodnić i zamęczyć na śmierć?! Jak tak, to dobrze im idzie!
- Dobra! Nie dam się złamać! - wykrzyczała i przyśpieszyła jeszcze bardziej.
- Moja dziewczynka! Dajesz! - dopingował ją z tyłu Artur.


- Żegnaj świecie! - mówiąc to walnęła czołem o stół w kuchni. Nawet nie tknęła obiadu, który stygł koło niej. Wcześniej wypiła tylko cały dzbanek wody.
- Ej! Co ty sobie myślisz?! Gdzie z tym brudnym czołem i rękami do stołu! Marsz do wody! - Annabeth wskazała palcem beczkę z wodą w kącie domku. - I ty też! - wydarła się na Artura, który patrzył, jak jego zmęczona przyjaciółka zatacza się do beczki.
Kirra umyła twarz i ręce, po czym położyła się znowu na stole i zwyczajnie zasnęła.
---------------------------------------------------------------------

Witajcie. Jak już pewnie zauważyliście w zeszłym tygodniu nie wstawiłam rozdziału 16 Kłódki. Bardzo za to przepraszam. Kiedy ładowała mi się strona, mój komputer powiedział: "Nie kochasz mnie, więc ja ciebie też nie!" i postanowił się wyłączyć (foch forever). Co za tym idzie, że cały rozdział mi się skasował i musiałam go od nowa z pamięci przepisać. 
Postanowiłam, że w tym tygodniu spróbuję dodać jeszcze jeden rozdział Kłódki i Zaćmienia.
Jeszcze raz bardzo przepraszam za "usterki"! 

Pozdrawiam
BoiledSweet :)



sobota, 5 marca 2016

ROZDZIAŁ 15 "SZYBKO! LEĆ!"

Z zamyślenia wyrwał Kirrę głośny huk, jaki wywołała ciocia Margaret.
- Czy to prawda, że moja mała Kirra jest uczniem Starego Kretyna?! - zapytała z przerażeniem.
- Tak, to prawda - westchnęła dziewczyna. - Zaraz, zaraz. Skąd o tym wiesz, ciociu?
- Cała wioska o tym trąbi! - odpowiedziała, zamykając za sobą drzwi do pokoju Kirry.
- Że co!?
Świetnie, pomyślała. Teraz się już na pewno nie wykręcę.
Artur oparł się na niej i wykrzyczał do ucha:
- Nie martw się, Kirra! Będzie świetnie! Zobaczysz.
Dziewczyna skrzywiła się pod wpływem jego krzyków.
- Baranie! - Annabeth odciągnęła go za kołnierz koszuli. - Nie widzisz, że jej nie pomagasz?!
- Bo ty jesteś lepsza! Nic tylko " nie myśl o tym" i "możesz się wycofać" - naśladował głos Ann, mówiąc nieznośnie piskliwym głosem i udając, że odrzuca włosy do tyłu.
- Co żeś powiedział?!

***

- . . . irra! - ktoś ją zawołał. Chyba Artur.
Nie, odpowiedziała w myślach. Zostaw mnie.
- Kirra!
Naciągnęła kołdrę na głowę ale po chwili poczuła, że ktoś ją z niej zrzucił. Podwinęła nogi do brzucha i okryła głowę poduszką.
- Wstawaj. - poszturchał ją chłopak. - Musimy iść.
Dziewczyna tylko mruknęła niezadowolona i odwróciła się do ściany. Artur westchnął i schylił się do niej:
- Jak nie wstaniesz to nie zjesz śniadania.
Otworzyła jedno oko, po czym znowu je zamknęła.
- Ann zrobiła twoje ulubione naleśniki - nie przestawał przekonywać chłopak.
Znowu otwarła jedno oko i popatrzyła na niego niebieskimi oczami przez ramię.
- Z dżemem?
Artur uśmiechnął się do niej zwycięsko i przytaknął głową.
- Po dłuższym zastanowieniu myślę, że wstanie wcześniej raz na jakiś czas nie zaszkodzi. - mówiąc to podniosła się powoli z łóżka, przecierając dłonią oko.
Chłopak nic nie mówił tylko się uśmiechał od ucha do ucha.
- Co? - zapytała podejrzliwie.
- Nic, nic. - pokręcił głową. - Spotykamy się o wschodzie, czyli za jakieś 20 minut, w lesie. Tam gdzie zazwyczaj rąbię drewno. Ubierz się ciepło. Będzie mocno wiać.
Pomachał jej jeszcze i wyszedł.

***

- Szybko! Leć! - ponagliła Kirrę Annabeth. Kirra wstała, przewracając przy okazji krzesło i wybiegła z kuchni. Na policzku nadal miała dżem z naleśników. Wytarła go szybko ciemnym rękawem koszulki.
Zmrużyła jedno oko, kiedy nad koronami drzew zaczęło świtać.
Przyśpieszyła i ,omijając wystające korzenie drzew, pędziła przez las. Przedarła się przez krzak i zauważyła Mistrza Fergnana i Artura jak rozmawiają o czymś.
- Przepraszam za spóź... Waaah! - zanim zdążyła dokończyć, potknęła się o gałąź i poleciała na twarz. Sturlała się po liściach i gałęziach. Kiedy w końcu się zatrzymała oraz świat przestał jej wirować, zobaczyła jak ktoś się nad nią pochyla.
---------------------------------------------------------------------